Amerykanka pokonała w meczu o tytuł Marię Szarapową 6:3, 7:6 (7-5), Serb zwyciężył Andy'ego Murraya 7:6 (7-5), 6:7 (4-7), 6:3, 6:0. Jedna z etykiet Wielkiego Szlema w Melbourne okazała się nieprawdziwa – pula zaskakujących wyników wyczerpała się w pierwszym tygodniu, potem im bliżej finałów, tym łatwiej było przewidzieć, że liderka i lider rankingów potwierdzą swą siłę.
Trochę więcej niepewności towarzyszyło finałowi mężczyzn, przede wszystkim dlatego, że pierwszy i drugi set (trwały łącznie ponad 2,5 godziny) to pokaz znakomitego tenisa – z obu stron.
Było w tych dwóch setach wszystko co piękne – zarówno dla smakoszy taktyki, jak i tych, którzy chcą podziwiać hart ducha i ciała, bajeczne wymiany i fajerwerki techniki, atak i, przede wszystkim, perfekcję obrony.
W połowie drugiego seta mecz na chwilę przerwała interwencja służb ochrony – na jednej z trybun pojawił się transparent o treści politycznej, za nim stanęła grupa osób wykrzykujących słowa protestu. Dwie z nich dostały się na kort, ale daleko nie dobiegły. Panowie w żółtych koszulkach szybko opanowali zamieszanie, telewizja dyskretnie pominęła szczegóły, zostawiając widok tenisistów na ławeczkach szczelnie otoczonych ochroną.
Transparent szybko zniknął, protestujący też (dwie osoby aresztowano – głosił późniejszy komunikat), wielkoszlemowe korty pamiętają bardziej ekspresyjne inwazje.
Choć trzeci set zaczął się od prowadzenia Szkota 2:0, to za chwilę nastąpiła decydująca zmiana w tym meczu. Andy Murray jeszcze raz uległ, jeszcze raz przegrał ładnie, choć pewnie bolało jak zawsze.
– W Australian Open gram najrówniej, zawsze przegrywam w finałach – mówił Szkot z odrobiną sarkazmu (to jego porażka nr 4), ale dodał: – I tak jestem trochę bliżej zwycięstwa wielkoszlemowego niż parę miesięcy temu. Mogę wszystkich zapewnić – będę próbował dalej.