Finał w Miami wygrany po raz piąty, dublet Indian Wells–Miami zaliczony po raz trzeci (nikt inny tego wcześniej nie zrobił), 22. zwycięstwo w turnieju z cyklu Masters 1000, 51. tytuł w całym cyklu ATP World Tour, siódme kolejne zwycięstwo nad Andym Murrayem na deser – długo można wymieniać obecne przewagi Serba.
W tym roku startował w pięciu turniejach, trzy, łącznie z Australian Open, wygrał, pokonali go tylko Ivo Karlović na starcie sezonu w Dausze i Roger Federer w Dubaju. Za niewiele ponad miesiąc Djoković skończy 28 lat, jest już mężem i ojcem (na Twitterze dał zdjęcie z małym Stefanem na rękach i podpisem: „Najcenniejsze trofeum mojego życia"). Trudno w tej sytuacji nie uznać, że przeżywa najlepsze lata na kortach i poza nimi.
Po turnieju w Miami powiększył przewagę nad resztą świata w rankingu ATP do ogromnych rozmiarów, wystarczy podać, że drugiego Federera wyprzedza o 4310 punktów, trzeciego Murraya o 7145. Można już teraz, w kwietniu, śmiało twierdzić, że Serb zagra w Masters i zakończy tenisowy rok jako nr 1.
Ranking w tym tygodniu nieco się zmienił – Rafael Nadal spadł na piąte miejsce, wyprzedził go Kei Nishikori. Jerzy Janowicz awansował o dwie lokaty, jest 47. W drugiej setce trzymają się Michał Przysiężny (144.) i Łukasz Kubot (172.). W klasyfikacji deblistów bez zmian – prowadzą mistrzowie z Miami, amerykańscy bliźniacy Bob i Mike Bryanowie. Najwyżej z Polaków jest Marcin Matkowski – 21.
W tym tygodniu tenisiści mają wybór między odpoczynkiem po trudach gry w USA i startem w niedużych turniejach ATP World Tour 250 w Casablance lub Houston – już na kortach ziemnych, w wersji klasycznej, czyli czerwonej w Maroku lub zielonkawej w Stanach.