Amerykanka podczas prawie całego meczu ze Szwajcarką sprawiała wrażenie cierpiącej. W przerwach między gemami siedziała na krześle ze zbolała miną, poprosiła o ręcznik wypełniony lodem i wszyscy zastanawiali się o co chodzi. Dopiero po meczu okazało się, że to grypa.
Po wygraniu pierwszego seta Bacsinszky mogła mieć nadzieję, że dostanie od losu prezent. Trochę by jej się należał, po tym co przeszła w dzieciństwie z ojcem tyranem i o czym dopiero ostatnio zdecydowała się opowiedzieć. Ale nic z tego: Serena Williams, nawet chora, walczy do końca, no chyba, że jest tak chora jak rok temu w Wimbledonie, gdy nie mogła trafić w piłkę. Teraz jednak aż tak źle nie było, przełamała słabość i wygrała dwa kolejne sety doprowadzając biedną Timeę do łez. Z powodu choroby Serena Williams została zwolniona z obowiązku pomeczowego spotkania z dziennikarzami.