Niektórzy polscy kibice mogli zapamiętać Annę-Lenę z turnieju WTA w Katowicach w 2013 roku, jak przegrywała w pierwszej rundzie z Magdą Linette, ale pewnie nie ma ich wielu. Niemka przypomniała się jednak niedawno w Shenzen, gdzie była półfinałową rywalką Agnieszki Radwańskiej i przegrała z nią 2:6, 4:6.
Wtedy też niewiele osób pewnie wierzyło, że skromna, 22-letnia dziewczyna z Neuwied (mieszka teraz niedaleko, w Oberduerenbach, mniej więcej w połowie drogi między Bonn i Koblencją), zaledwie dziewiąta rakieta w Niemczech (ranking: 82. WTA), kilkanaście dni później dotrze do czwartej rundy Wielkiego Szlema i znów będzie rywalką Polki.
Wygrała jednak z Hiszpanką Lourdes Dominguez Lino (100. WTA), Chinką Qiang Wang (102. WTA), wreszcie z finalistką US Open 2015 Robertą Vinci (15. WTA) i nieoczekiwany sukces gotowy.
Mecz z Włoszką podobał się zwolennikom tenisowego suspensu: Friedsam przegrała pierwszy set 0:6 w niecałe pół godziny, ale po przerwie toaletowej wróciła odmieniona i z szarej myszki zawodowego tenisa zamieniła się w lwicę. Po dwóch godzinach i 10 minutach wygrała 0:6, 6:4, 6:4 prezentując nienaganną wytrzymałość i wielką siłę ducha.
Jest w 1/8 finału Wielkiego Szlema pierwszy raz (w trzeciej rundzie też debiutowała), za ten awans dałaby na pewno dotychczasowe osiągnięcia: ubiegłoroczny finał turnieju WTA w Linzu, kilka wygranych turniejów ITF, a nawet drugie mistrzostwo Niemiec, które zdobyła w grudniu. Wartość tego mistrzostwa jest, prawdę mówiąc, umiarkowana, wiele tamtejszych gwiazd nie wystartowało. Właściwie przyjechała jedna – Julia Goerges, ale z Friedsam przegrała w półfinale.