Nie kto inny, tylko premier Shinzo Abe zaoferował Międzynarodowemu Komitetowi Olimpijskiemu (MKOl) przełożenie imprezy na kolejny rok. I nie kto inny, tylko premier Abe jako pierwszy poinformował media o zawarciu porozumienia.
Przekaz jest jasny: Japończycy wykazali się odpowiedzialnością i wysłuchali apeli świata sportu. Ale według „Guardiana" to właśnie opór gospodarzy sprawił, że na decyzję trzeba było czekać tak długo.
Przewodniczący MKOl Thomas Bach miał od dłuższego czasu nalegać na przełożenie igrzysk. A kiedy jego naciski nie przyniosły skutku, zmobilizował narodowe komitety – w tym szefującego Australijczykom swojego przyjaciela Johna Coatesa – do wszczęcia buntu.
Niewykluczone, że były szermierz faktycznie rozegrał kryzys jak partię szachów. Pytaniem pozostaje, w jakim stopniu szef jednej z najpotężniejszych sportowych organizacji świata powinien być działającym za kulisami politykiem, a w jakim liderem wskazującym kierunek. Niemieccy dziennikarze ostro zaatakowali swojego rodaka i nazwali decyzję o przełożeniu igrzysk „pyrrusowym zwycięstwem".