Radwański, dla którego zawsze miałem mnóstwo sympatii – nie tylko za to, co zrobił dla polskiego tenisa, ale także za jego niewyparzony język i bezpretensjonalność – poszybował w minionym tygodniu za daleko, ujawniając swoje sympatie polityczne na stronie internetowej córek.
Mam mu oczywiście za złe nie owe sympatie, ale to, że postawił dziewczyny w głupiej sytuacji. Agnieszka, uczestnicząca akurat w wielkim turnieju w Melbourne, już się musiała tłumaczyć i dystansować od poglądów taty, który na wspomnianej stronie potępia między innymi raport MAK w sprawie katastrofy smoleńskiej i zachęca do oglądania filmu „Mgła”.
– Staram się nie mieszać sportu z polityką. Nigdy nie trzymam żadnej strony w sporach politycznych – powiedziała tenisistka w rozmowie opublikowanej wczoraj w „Rz”. W przypadku słynnych sportowców czy artystów jest to chyba najrozsądniejsze podejście. Po diabła ludzie podczas koncertu z udziałem zaangażowanego politycznie wokalisty mają się zastanawiać, czy ta ładnie brzmiąca ballada to utwór dla wszystkich czy tylko dla ściśle określonej grupy słuchaczy.
Przykładów słynnych postaci, które ujawniły swoje polityczne inklinacje, można by podać sporo. Jedni zrobili to z własnej i nieprzymuszonej woli, drudzy za namową znajomych. Agnieszki Radwańskiej, jak widać, nie zdołał przekonać nawet rodzony ojciec. Rozdźwięk ujawniony przy okazji w najsłynniejszej polskiej
rodzinie tenisowej budzi pytanie natury sportowej. Czy pan Robert, którego uwagi umknęło, że córki są pełnoletnie i mogą mieć inne podejście do polityki niż on, nie stosuje podobnych praktyk w kwestiach dotyczących tenisa?