Majce idzie nieźle, choć uczestniczył w jednej kraksie i okazał się nieodporny na panujące we Włoszech zimno. Ale mimo tych przeciwności na metę najtrudniejszego etapu – w sobotę z finiszem na Montecopiolo – przyjechał w ścisłej czołówce, na ósmej pozycji.
Dzięki temu awansował na trzecie miejsce. „Szkoda było ostatnich metrów, prawie stanąłem tam w miejscu, ale uważam, że moja dyspozycja rośnie z dnia na dzień" – napisał na swoim profilu 24-letni polski kolarz. Udało mu się również obronić podium w niedzielę, choć Włoch Domenico Pozzovivo zbliżył się do niego na 10 sek.
Prawdziwe sprawdziany jednak kolarzy dopiero czekają. W czwartek jest czasówka, w której Majka może ponieść straty, ale dopiero etapy w Alpach, a później w Dolomitach dadzą odpowiedź, kto jest naprawdę silny. Ma tego świadomość Cadel Evans. – Trzeba wziąć pod uwagę to, co nas jeszcze czeka, etapy pod Gavię, Stelvię, Zoncolan. Za wcześnie na prognozy. Czekamy na prawdziwe góry – mówił Australijczyk po sobotniej dekoracji.
Evans wyrasta na wielkiego faworyta. Ma silną drużynę (BMC Racing) z wieloma kolarzami do pomocy, specjalistami od jazdy w górach. Nie brak mu doświadczenia w wielkich tourach. W 2011 roku wygrał Tour de France. Był już liderem w Giro, pierwszy raz przed 12 laty, kolejny – w 2010.
Ubyło mu przynajmniej dwóch wielkich rywali - Hiszpan Joaquin Rodriguez (Katiusza) i Włoch Michele Scarponi (Astana). Pierwszy wycofał się potłuczony na deszczowym etapie pod Monte Cassino, który kolarze nazwali Holiday on Ice, drugi jedzie dalej, ale z 20-minutową stratą. Włosi piszą, że w stawce liczą się przede wszystkim Evans i świetni kolumbijscy „górale" Uran oraz Nairo Quintana (9. miejsce, strata 1.45). – Nie tylko oni – mówi jednak Australijczyk. – Silni są też dwaj młodzi kolarze, Majka i Keldermann (Holender z grupy Belkin, traci 1.44).