- Jesteśmy teraz wyposażeni w przepisy, które pozwolą nam w najlepszy możliwy sposób ruszyć dalej. To dobrze dla sportu, zawodników i przyszłości - powiedział w listopadzie ubiegłego roku John Fahey, szef WADA. To wtedy na kongresie w Johannesburgu agencja uchwaliła zmiany w regulaminie, które zaczęły obowiązywać od początku nowego roku. Nazwanie ich rewolucyjnymi byłoby nadużyciem. Ale nie ulega wątpliwości, że dzięki nim w walce ze stosowaniem niedozwolonych substancji nastąpi parę zwrotów. Zmianom towarzyszyły dwie idee - jeszcze bardziej uprzykrzyć życie tym, którzy biorą, oraz (a może przede wszystkim) chronić tych, którzy są czyści.
WADA postanowiła, że nie będzie tolerancji dla sportowców, którzy próbowali dojść do sukcesu łatwiejszą, łagodniejszą drogą. Cztery lata dyskwalifikacji. To kara za celowe przyjmowanie niedozwolonych środków, która do tej pory wynosiła dwa lata.
Dlaczego akurat cztery? By pokuta była jak najboleśniejsza. W ten sposób zawodnik, któremu udowodni się, że z premedytacją okłamywał agencję i kibiców, nie wystąpi na igrzyskach olimpijskich.
Jednak czteroletnie zawieszenie to nie jest jedyna i niezmienialna sankcja. Jeżeli pojawią się wątpliwości, czy oskarżony aby na pewno świadomie przyjął zakazaną substancję, zawieszenie można skrócić do dwóch lat.
Lecz to nie koniec możliwości zmniejszenia kary lub jej całkowitego zniesienia. Od 2015 roku są ku temu dwie ścieżki. Pierwsza - przyłapany na dopingu sportowiec musi się bronić. Jeżeli będzie miał dowody, że nie miał na celu łamania przepisów i że zabroniony środek zażył nieświadomie lub został do tego zmuszony, może liczyć na ulgowe traktowanie.