Tak emocjonujących zawodów w tym sezonie chyba jeszcze nie było. Nie brakowało walki, emocji i niespodziewanych zwrotów akcji.
Przez 20 wyścigów o to, by kibice zgromadzeni na Motoarenie się nie nudzili, dbał przede wszystkim Emil Sajfutdinow. Wygrał wszystkie swoje biegi i to w nie w byle jaki sposób. Deklasował rywali, omijał ich na pełnej szybkości nie zostawiając złudzeń, kto jest gwiazdą tego wieczoru. Można nawet wybaczyć niektórym dziennikarzom mówiącym o "rosyjskim orle lecącym na rozpostartych skrzydłach" ich grafomańskie uniesienia. Każdy zachwycał się jazdą Rosjanina na swój sposób.
Do finału Sajfutdinow awansował z kompletem punktów (15) i wydawało się, że zwycięzca jest już znany. Ale w decydującym biegu stała się rzecz niespodziewana, a w Toruniu bardzo niechciana.
Po uniesieniu taśmy startowej na prowadzenie wyszedł znienawidzony przez toruńską publiczność Nicki Pedersen. Kibice gwizdali na Duńczyka przy każdej okazji: na prezentacji, gdy wygrywał, gdy wyprzedzał, gdy był wyprzedzany i gdy spadał z motocykla. Nie kryli swojej niechęci, a żużlowiec nie pozostawał im dłużny i delikatnie prowokował.
Najgłośniejsze oznaki dezaprobaty pojawiły się, gdy Pedersen jako pierwszy przekroczył linię mety w 22 biegu. Tym bardziej, że tuż za nim przyjechał jadący z dziką kartą zawodnik KS Toruń Paweł Przedpełski.