Aleksandra Król-Walas: Medal olimpijski moim marzeniem

Dużo się pisze i mówi na Podhalu o moich sukcesach. Snowboard jest widowiskowy i chciałabym, żeby kibice w Polsce siadali przed telewizorami nas dopingować – mówi „Rz” Aleksandra Król-Walas, brązowa medalistka mistrzostw świata.

Publikacja: 23.12.2024 04:36

Aleksandra Król-Walas

Aleksandra Król-Walas

Foto: materiały prasowe

Spodziewała się pani, że powrót po urodzeniu dziecka będzie taki udany?

Już przed sezonem wiedziałam, że mogę jeździć szybko, bo na wspólnych treningach z Niemkami, Austriaczkami, Szwajcarkami i Japonkami pokonywałam rywalki. Oczywiście, zawody to zupełnie inna sprawa, więc trochę niepewności co do formy było, ale najwyraźniej wszystko zadziałało.

Rywalki wiedzą, że przerwa wynikła z powodów rodzinnych?

Wszystkie wiedzą o urodzeniu córeczki. Gratulowały mi, szczególnie tego pierwszego startu. Były zdziwione, jak szybko jeżdżę, i mówiły: „Co za powrót, mama. Jak ktoś ma wracać, to w takim stylu”.

Czytaj więcej

Mistrz świata w snowboardzie Oskar Kwiatkowski dla "Rz": Muszę podtrzymywać ogień

Od razu chciała pani wracać do ścigania się na desce?

Od początku tak się umawiałam z mężem, że będę się starała wrócić, bo to rok, w którym odbywają się mistrzostwa świata i kwalifikacje igrzysk w Cortinie d’Ampezzo. Medal olimpijski jest moim marzeniem. Tamten rok, bez wielkich imprez, to była jedyna okazja. Powiedziałam mężowi, że ma trzy miesiące na zrealizowanie planu. Jeśli się uda, to świetnie, a jeśli nie, to kolejne podejście już po igrzyskach. Na szczęście wszystko poszło zgodnie z planem, chociaż mąż mówił, że czuje presję.

Poród był pod koniec grudnia, a już kilka miesięcy później była pani na stoku…

Już w kwietniu byłam na zgrupowaniu, ale miałam na to zielone światło od lekarzy i fizjoterapeutów, bo moje ciało było w dobrym stanie. Brakowało mi jeszcze siły na stoku, ale już wtedy byłam bardzo szybka. Nie chciałam odpuszczać tamtego obozu, bo wtedy mieliśmy okazję testowania nowego sprzętu. Musimy to zrobić przed sezonem, bo później już nie ma na to czasu. Pojechała ze mną cała rodzina: córka, mąż, mama i tata. Oni też skorzystali, bo pojeździli sobie na nartach.

Szybki powrót, bez długich treningów, nie zwiększał ryzyka kontuzji?

Zaczęłam od ćwiczeń, które rozpisała mi fizjoterapeutka uroginekologiczna, a kiedy dostałam zielone światło, to plan rozpisał mi trener kadry. Nie pojechałam zupełnie „na surowo”, już przed wyjazdem ćwiczyłam na siłowni, choć nie udało się wrócić do formy sprzed ciąży. Kiedy czułam, że po kilku przejazdach trochę brakuje siły, to odpuszczałam. Już w sierpniu, na kolejnym zgrupowaniu, odczucia były zupełnie inne. Czułam, że deska jest jakby przedłużeniem moich nóg. Kilka dodatkowych miesięcy treningu pozwoliło mi odbudować mięśnie.

Czytaj więcej

Oskar Kwiatkowski mistrzem, Aleksandra Król z brązem. Snowboardziści długo czekali, ale było warto

Jak wyglądał ten pierwszy obóz z małą córeczką?

Miałam odciągnięty pokarm, który przywieźliśmy w specjalnej zamrażarce. Wstawaliśmy rano, karmiłam córeczkę i oddawałam ją babci pod opiekę. O 7.00 rano wyjeżdżałam na trening, a o 12.00 już wracałam do hotelu i resztę dnia spędzałam z dzieckiem, a mama mogła korzystać ze strefy spa. Córeczka była malutka, miała trzy i pół miesiąca, więc na ogół spała. Wszystko działo się według stałego harmonogramu, a dzieci to bardzo lubią. Nawet teraz córeczka pilnuje, żeby drzemki były o tej samej porze.

Zawsze o wygranej decydują setne sekundy. Wkradają się jeszcze drobne błędy, a wygrywa ta, która mniej ich popełni.

W czasie sezonu jest pewnie trudniej?

Bardzo bym chciała jeździć z córeczką, ale nie stać mnie na wynajęcie niani na cały rok i zabieranie jej za granicę. Musiałaby jechać ze mną któraś babcia, a obie jeszcze pracują. Córeczka zostaje w Polsce, mąż się nią zajmuje, pomagają obie mamy. Staram się każdą wolną chwilę wykorzystywać do tego, żeby rozmawiać z nią przez kamerkę. Pewnie ja bardziej tęsknię niż ona. Córeczka powie „mama” i po dwóch minutach idzie do swoich zabawek, a ja chlipię do mamy.

Po każdym występie wraca pani do domu?

Trudno było między pierwszymi a drugimi zawodami, bo z Chin od razu polecieliśmy do Włoch. Kiedy już nie mogłam wytrzymać rozłąki, to prosiłam, żeby rodzina do mnie wpadła, ale mama była nieugięta, bo za kilka dni z powrotem miałam być w Polsce. Prosto po zawodach ruszyłam do domu, żeby już od rana się córeczką zajmować i spędzić z nią chociaż trzy dni. Reszta kadry też chciała wrócić, bo po trzech tygodniach w trasie wszyscy byliśmy zmęczeni.

Wróćmy jeszcze do tego, co na stoku. Trzy drugie miejsca cieszą, ale pewnie też czuje pani niedosyt?

Zawsze o wygranej decydują setne sekundy. Wkradają się jeszcze drobne błędy, a wygrywa ta, która mniej ich popełni.

Czego zabrakło?

W Cortinie na jednej z bramek pojechałam za bardzo na wprost, trafiłam na minimalną dziurkę, gdzie mnie przytrzymało i wytraciłam prędkość przed płaskim odcinkiem. W trakcie przejazdu mijamy 25 bramek i skoro jeden błąd decyduje o zwycięstwie, to pokazuje, jak zacięta jest w tym sezonie rywalizacja.

W 2026 r. w Cortinie będą igrzyska. To dobrze wróży?

Będziemy się ścigać na innej trasie, w Livigno, gdzie jeszcze nie startowałam, bo ten stok dopiero powstaje, budowane są wyciągi. Żaden Puchar Świata nie został tam zaplanowany, choć z tego, co słyszałam, zapewne odbędzie się tam Puchar Europy. Na pewno można tam zaplanować obóz przygotowawczy.

Po medalu mistrzostw świata i dobrych występach w tym sezonie czuje pani rosnącą popularność?

Rzeczywiście, odczuwam trochę większą popularność. Dużo się pisze i mówi na Podhalu o moich sukcesach. Snowboard jest widowiskowy i chciałabym, żeby kibice w Polsce siadali przed telewizorami nas dopingować.

Adamowi Małyszowi dmuchało się pod narty…

Nam można dmuchać w plecy.

Miała pani okazję komentować zawody. To może być pomysł na życie po karierze?

Podobało mi się to i z tego, co słyszałam, to w stacji byli ze mnie zadowoleni. Śmieją się, że jestem „bestią telewizyjną”. Ale nie wiem, czy dałoby się pogodzić pracę w telewizji z miejscem, w którym mieszkam, bo z Zakopanego do Warszawy jest troszkę daleko. Nie myślałam jeszcze o tym, co będę robić po zakończeniu kariery.

Spodziewała się pani, że powrót po urodzeniu dziecka będzie taki udany?

Już przed sezonem wiedziałam, że mogę jeździć szybko, bo na wspólnych treningach z Niemkami, Austriaczkami, Szwajcarkami i Japonkami pokonywałam rywalki. Oczywiście, zawody to zupełnie inna sprawa, więc trochę niepewności co do formy było, ale najwyraźniej wszystko zadziałało.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Ekstraklasa: Liga rośnie na trybunach
SPORT I POLITYKA
Ile tak naprawdę może zarobić Andrzej Duda w MKOl?
Sport
Andrzej Duda w MKOl? Maja Włoszczowska zabrała głos
Sport
Andrzej Duda i Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Czy to w ogóle możliwe?
Materiał Promocyjny
W domu i poza domem szybki internet i telewizja z Play
Sport
Wsparcie MKOl dla polskiego kandydata na szefa WADA
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku