Ta jedyna wygrana obrosła już legendą, choć nie tak wielką jak „zwycięski remis" na Wembley. Cztery miesiące przed tamtymi wydarzeniami, w czerwcu 1973 roku, drużyna Kazimierza Górskiego pokonała w Chorzowie Anglików po bramkach Roberta Gadochy i Włodzimierza Lubańskiego.
Dość powiedzieć, że nigdy wcześniej ani później nie strzeliliśmy Anglikom dwóch goli w jednym meczu. Byliśmy ubogim krewnym z kompleksami, cieszyliśmy się każdym trafieniem, a kiedy 20 lat później wyczyn Jana Domarskiego na Wembley powtórzył Marek Citko, w Polsce zapanowała Citkomania.
Nieważne, że bramka ta nie dała nam nawet punktu, a sam piłkarz przez kontuzję nie zrobił kariery, jaką mu wróżono. Potrzebowaliśmy bohatera, a młody chłopak z Widzewa, strzelający też gole w Lidze Mistrzów, nadawał się do tej roli idealnie.
Cenny atak
Punktów nie przyniosła również inna bramka na Wembley, zdobyta przez obecnego selekcjonera Jerzego Brzęczka w 1999 roku, bo mecz życia w zespole rywali rozgrywał Paul Scholes (hat trick). Polskim obrońcom po nocach śnili się Gary Lineker i Alan Shearer, rzadziej Wayne Rooney, dziś szczególną opieką trzeba otoczyć Harry'ego Kane'a. As Tottenhamu został królem strzelców mundialu w Rosji i eliminacji Euro 2020, a angielskie media żyją już jego pojedynkami z Robertem Lewandowskim.
– W takiej formie jak teraz chyba jeszcze nie byłem. Na pewno nigdy nie miałem tak dobrego startu sezonu – nie ukrywa Kane, który w 14 spotkaniach Premier League uzbierał dziewięć goli i dziesięć asyst (po zamknięciu tego wydania gazety Tottenham grał z Wolverhampton).