Wydawało się, że Lopez będzie rządził długo, bo jest pięściarzem kompletnym, z nokautującym uderzeniem z obu rąk. W przekładanym osiem razy starciu z Kambososem był zdecydowanym faworytem bukmacherów (13:1).
Przed pierwszym gongiem w Madison Square Garden mówiono już, że w kolejnej walce zmierzy się z innym mistrzem tej kategorii (WBC) Devinem Haneyem, który w sobotę walczyć będzie w Las Vegas z Josephem Diazem. W boksie nie ma jednak nic pewnego, co pokazał Kambosos, dziś już bohater australijskiego sportu.
Lopez rozpoczął walkę z zamiarem jak najszybszego unicestwienia rywala, któremu nie okazywał żadnego szacunku. W niczym nie przypominał tego młodego, wyrachowanego profesora boksu, który wypunktował poprzedniego mistrza, Ukraińca Wasyla Łomaczenkę. Kambososowi za wszelką cenę starał się w ekspresowym tempie urwać głowę. Tyle że twardy chłopak z Sydney bił się tak, jakby to on od lat siedział na tronie, strach był mu obcy.
Czytaj więcej
Zwycięzca sobotniej walki Teofimo Lopez Jr – George Kambosos Jr w Madison Square Garden weźmie kilka mistrzowskich pasów i koronę króla wagi lekkiej.
Pod koniec pierwszej rundy wystrzelił prawym sierpowym i Lopez padł na deski. Takiego otwarcia nikt się nie spodziewał. – Miał być ogień, więc szybko go rozpaliłem – powie Australijczyk już po wszystkim.