Rz: Bardzo się pan denerwuje, czy znajdzie się na liście 30 piłkarzy, spośród których Leo Beenhakker wybierze kadrę na Euro?
Tomasz Kuszczak: Na pewno jest to dla mnie ekscytujący moment, tak jak dla każdego piłkarza, który jeździł na mecze reprezentacji. Śpię jednak spokojnie, bo niczego już nie zmienię.
Dobrze powiedziane: „jeździł na mecze reprezentacji”, bo za wiele to się pan nie nagrał.
Jestem tylko małym segmencikiem w układance Beenhakkera i chociaż dla mnie, podobnie jak dla wielu kibiców, zagadkowe jest to, że nawet po dobrych meczach w klubie, w kadrze siadałem na trybunach, to jednak ani przez chwilę nie zwątpiłem w sens bycia reprezentantem. Nie do końca potrafię to zrozumieć, ale się godzę, muszę się przystosować do tej sytuacji. Żyję myślą, że kiedyś uda mi się wypracować niepodważalną pozycję w kadrze. Widzę na to dużą szansę, bo wszystko zależy ode mnie. A ja zawsze będę w siebie wierzył.
Ale przyznał pan, że to Artur Boruc zasługuje na bluzę z numerem „1”.