Przeboje późnej jesieni

Jutro zacznie Ricky Hatton. Potem swoje walki stoczą Oscar De La Hoya i Tomasz Adamek, ale to nie koniec atrakcji.

Aktualizacja: 21.11.2008 03:48 Publikacja: 21.11.2008 00:38

Tomasz Adamek

Tomasz Adamek

Foto: Fotorzepa, BS Bartek Sadowski

Tuż przed świętami (20 grudnia) na ring w Zurychu wyjdzie 46-letni Evander Holyfield, by walczyć o piąty tytuł mistrza świata z rosyjskim olbrzymem Nikołajem Wałujewem. Trudno jednak w tym pojedynku liczyć na podobną sensację, jaką 14 lat temu sprawił o rok od Holyfielda młodszy George Foreman, nokautując Michaela Moorera.

Polacy też będą mieli swoje przedświąteczne emocje. 30 listopada w Katowicach Rafał Jackiewicz (waga półśrednia) będzie bronił tytułu mistrza Europy w pojedynku ze Słoweńcem Janem Zaveckiem, a 11 grudnia Tomasz Adamek zmierzy się w Newark (USA) z Amerykaninem Steve’em Cunninghamem i spróbuje odebrać mu pas IBF w kategorii junior ciężkiej. To będzie polski pojedynek 2008 roku.

Odpowiedź na pytanie, który z hitów późnej jesieni przyniesie największy dochód, znana jest przed pierwszym gongiem. De La Hoya (35 lat) to maszynka do robienia pieniędzy i nie inaczej będzie w Las Vegas, gdy wyjdzie na ring z Filipińczykiem Mannym Pacquiao. Rekordu pay per view (2,4 mln sprzedanych dekoderów, po 60 dolarów każdy), który został ustanowiony przy okazji walki z Floydem Mayweatherem juniorem, pewnie nie pobije, ale wynik powinien być i tak znakomity.

„Król Filipin” Pacquiao to mistrz w czterech wagach (ostatnio w lekkiej), najlepszy pięściarz bez podziału na kategorie, a „Złoty chłopiec” był czempionem nawet w wadze średniej. Różnica warunków fizycznych będzie więc widoczna, choć pojedynek odbędzie się w kategorii półśredniej.

[wyimek]Tomasz Adamek też chce zarabiać miliony dolarów, dlatego przeprowadził się do USA i tam 11 grudnia stoczy kolejną walkę o mistrzostwo świata[/wyimek]

Filipińczyk jest od swego legendarnego rywala niższy o dziesięć centymetrów, ma też o kilkanaście centymetrów mniejszy zasięg ramion.

– Jeśli go nie znokautuję, to uznam to za katastrofę – mówi najbogatszy ze współczesnych mistrzów pięści. Za przegrany pojedynek z Mayweatherem De La Hoya, były już mistrz w sześciu kategoriach wagowych, zarobił ponad 50 milionów dolarów, najwięcej w historii boksu.

Freddie Roach (trener chory na stwardnienie rozsiane) twierdzi jednak, że ma klucz do wygranej Pacquiao. De La Hoyę przygotowywał do pojedynku z Mayweatherem, więc zna jego słabe strony. – Pamiętacie walki Muhammada Alego z Larrym Holmesem czy Joe Louisa z Rockym Marciano? – pytał na konferencji prasowej dziennikarzy. – I kto wygrał? Młodsi i szybsi, czyli Holmes i Marciano.

Roach nie mówi jednak, że Ali i Louis byli wtedy bokserskimi wrakami, jak wielu wybitnych mistrzów, którzy nie wiedzieli, kiedy zejść ze sceny. De La Hoya jednak wciąż jest w formie i tylko od niego zależy, jak i kiedy zakończy karierę. Jest przecież znacznie młodszy od 44-letniego Bernarda Hopkinsa, który ostatnio sprawił niezłe lanie młodszemu o 18 lat królowi nokautu wagi średniej Kelly Pavlikowi. Tak też prawdopodobnie będzie 6 grudnia w Las Vegas. „Złoty chłopak” nie tylko pokona Pacquiao, ale zbije też na tym fortunę.

W oczekiwaniu na ten pojedynek już jutro pierwszy hit, walka Anglika Ricky Hattona z Sycylijczykiem z Nowego Jorku Paulie Malignaggim. Jej stawką (podobnie jak pojedynku z 6 grudnia) nie będą pasy prestiżowych organizacji. Malignaggi, zamiast bronić tytułu IBF w wadze lekkopółśredniej z Lovemore N’Dou, woli się spotkać z Hattonem.

Kiedy Anglik walczył z Mayweatherem, do Las Vegas przyleciało 35 tysięcy jego fanów. – A przecież tylko pięć tysięcy miało bilety na walkę – wspomina to dziś z dumą pięściarz w Manchesteru.

Hatton, „zły chłopiec” angielskiego boksu, już zapomniał o nokaucie z rąk Mayweathera. Przygotowywał się w swoim stylu. Najpierw 57 guinnessów w cztery dni na Teneryfie, a później kilka tygodni ciężkich treningów. W nocy z soboty na niedzielę (czasu polskiego) wyjdzie do ringu w Las Vegas przy dźwiękach muzyki Oasis. Legendarni muzycy tej grupy, Liam i Noel Gallagherowie, będą nieść jego pas, a na widowni zasiądzie David Beckham. Jedno jest pewne – nocy z Hattonem nikt nie zapomni.

Tydzień później w Katowicach podobne emocje gwarantuje Jackiewicz. Kilka lat temu przeżył uderzenie nożem w serce. Teraz rywale padają pod jego ciosami. Jest już mistrzem Europy, a chce więcej.

Po Jackiewiczu będzie De La Hoya, a kolejny tydzień to walka Adamka. On też chce wygrywać i zarabiać miliony, dlatego wyjechał z rodziną do USA.

Gdyby Andrzej Gołota nie przegrał z Rayem Austinem w Chinach, żegnalibyśmy ten rok jego walką z Wałujewem. A tak przed gwiazdką przekonamy się, czy Holyfield wytrzyma 12 rund.

[i]Masz pytanie, wyślij e-mail do autora:

[mailto=j.pindera@rp.pl]j.pindera@rp.pl[/mail][/i]

Sport
Związki sportowe nie chcą Radosława Piesiewicza. Nie wszystkie
Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali