Mieszkający od lat w Hamburgu Uzbek to jedna z ciekawszych postaci wagi ciężkiej. Był dwukrotnym mistrzem świata amatorów (Budapeszt 1997 i Belfast 2001), ale pierwszy tytuł mu odebrano, bo zataił, że wcześniej stoczył dwie niby zawodowe walki w USA. Ale i tak wszyscy zapamiętali niewysokiego (185 cm) chłopaka, który wtedy pokonał w finale legendę amatorskiego boksu, Kubańczyka Feliksa Savona. Cztery lata później w Belfaście Czagajew (już w wadze superciężkiej) robił z rywalami co chciał, z każdym wygrywając przed czasem.

Na zawodowych ringach przegrał tylko raz, w czerwcu ubiegłego roku z Władymirem Kliczko. To był jego ostatni pojedynek. Na kryty stadion w Gelsenkirchen przyszło wtedy 60 tysięcy ludzi, ale Ukrainiec, mistrz świata organizacji IBF i WBO, był zbyt silny.

Czagajew swój najlepszy pojedynek stoczył dwa lata wcześniej z Nikołajem Wałujewem. Dzieliło ich 30 cm wzrostu (Wałujew 213 cm), 40 kg wagi na korzyść ważącego 144 kg Rosjanina i umiejętności poparte szybkością, które dały Czagajewowi zwycięstwo i tytuł mistrza świata organizacji WBA.

Po roku przerwy, nękany kontuzjami Uzbek znów wraca na ring i w sobotę w Rostocku zapewne wykorzysta te atuty również w starciu z mierzącym 196 cm Kali Meehanem. Promotor Australjczyka, słynny Don King, rozkoszując się niemieckim piwem i solidną golonką, uważa wprawdzie, że Czagajew jest bez szans, ale nie ma racji. To jego zawodnik będzie miał w tej walce poważne problemy, bo daleko mu do doskonałości. Wygrał wprawdzie 27 walk (17 przed czasem), przegrał tylko z Dannym Williamsem, Lamonem Brewsterem i Hasimem Rahmanem, ale lista tych, których pokonał, nie budzi wielkiego szacunku. A to, że jest większy i cięższy od Czagajewa, nie będzie atutem.

[i]Transmisja gali w Rostocku w Polsacie Sport w sobotę od godz. 20.40[/i]