Rz: Czy to prawda, że mógł pan zostać lekarzem?
Pieter van den Hoogenband: Ojciec jest chirurgiem, studiowałem medycynę przez rok, ale było ciężko. Niewiele jest miejsc, gdzie możesz pogodzić studia z pływaniem na wysokim poziomie. To jest możliwe w USA, gdzie są specjalne programy dla sportowców, indywidualne zajęcia czy wreszcie basen tuż przy uniwersytecie. W końcu doszedłem do wniosku, że kontynuując studia, zostanę przeciętnym lekarzem i przeciętnym pływakiem. Musiałem się skoncentrować na jednym i wybrałem pływanie. Medycyna nie była moją największą pasją. Dobrze się czuję w biznesie, zbudowałem własną firmę, doradzam ludziom, potrafię ich motywować.
A nie myślał pan o powrocie do pływania?
Nigdy. Samo słowo „powrót" sprawia, że aż przechodzą mnie ciarki. Byłem zawodnikiem, który musiał w 100 procentach wierzyć w to, że może osiągnąć sukces. Inaczej brakowało mi motywacji. Moim marzeniem było wygranie olimpijskiego finału 100 metrów kraulem trzy razy z rzędu. Udało się w Sydney i Atenach, ale w Pekinie już nie. Zająłem piąte miejsce, nie byłem w stanie walczyć o złoto. Trzy lata wcześniej miałem operację pleców, ogromne problemy z ramieniem, mniejsze urazy. Ale walczyłem o to trzecie złoto ze wszystkich sił. Po finale zrozumiałem, że już nie mogę być najlepszy.
Obudził się pan następnego ranka i po prostu nie poszedł na basen?