Skoczkowie przyjęli tę nowość zimą 2016/2017 całkiem przychylnie, choć wtedy skakano w czterech miastach, w programie był jeszcze konkurs drużynowy i zagęszczenie wydarzeń mogło nieco przestraszyć uczestników.
Nagroda jednak przyciągała (100 tysięcy euro dla pierwszej trójki to było wówczas znacznie więcej, niż dawał Turniej Czterech Skoczni), chęć zmierzenia się z wyzwaniami robiła swoje, jeśli na coś narzekano, to na problemy logistyczne z transportem ekip.
Czytaj więcej
Po długim czekaniu wreszcie polski skoczek stanął tej zimy na podium Pucharu Świata. Aleksander Zniszczoł zajął w niedzielę trzecie miejsce w Lahti, za Austriakiem Joanem Hoerlem i Słoweńcem Peterem Prevcem.
Po sześciu edycjach Raw Air trochę się zmienił. Zimą 2019/2020 doszła rywalizacja kobiet, zniknął konkurs drużynowy, w końcu ograniczono liczbę miast-gospodarzy do trzech, co dało czas na oddech i więcej spokoju w podróżach między skoczniami. Ogólna idea się nie zmieniła – to zagęszczony cykl konkursów, w których do klasyfikacji końcowej turnieju zalicza się zarówno skoki kwalifikacyjne (w nazewnictwie turniejowym – prologi), jak i konkursowe.
Więcej dramatyzmu w turnieju Raw Air
W szczegółach jest w tym roku trochę nowości. Pierwszym przystankiem będzie Oslo, czyli duża skocznia (HS 134) na wzgórzu Holmenkollen. W stolicy Norwegii przewidziano klasyczny układ startów znany z Pucharu Świata: w piątek 8 marca odbędzie się prolog, dzień później konkurs. W niedzielę 10 marca zaplanowano kolejny prolog, po nim, także w niedzielę, drugi konkurs. Razem sześć prób zaliczanych do klasyfikacji turniejowej.