Na pracowity długi weekend do Finlandii trener Thomas Thurnbichler zabrał przysługującą polskiej reprezentacji piątkę skoczków. Nie było w niej Dawida Kubackiego, co zainteresowany przyjął z oporami, gdyż jest zdania, że to nie czas na treningi w Eisenerz. Słowo trenera miało jednak większą wagę, doszedł argument, że Kubacki na pewno wróci do akcji podczas norweskiego turnieju Raw Air.
Z polskiej piątki obecnej w Lahti czwórka nie zdołała zrobić nic interesującego na znanej powszechnie największej (HS 130) skoczni ośrodka Salpausselkä. Podczas treningów i kwalifikacji zdecydowanie wyróżniał jedynie Aleksander Zniszczoł, który wciąż skacze porządnie, może nie tak, by sięgać do podium, ale pierwsza dziesiątka Pucharu Świata w obecnej sytuacji też wygląda nieźle.
Czytaj więcej
Ośrodek narciarski w Lahti to miejsce, gdzie dla polskiego sportu wydarzyło się wiele dobrego i jest nadzieja, że także tym razem skocznia Salpausselka okaże się dla nas szczęśliwa.
O główne nagrody konkursowe walczyli w zasadzie ci, co zawsze. W serii treningowej najlepszy był Kos, kwalifikacje wygrał Kraft, pierwsza seria głównej rywalizacji przyniosła jednak pewną zmianę, w ten wietrzny i śnieżny wieczór w Lahti (dawno się nie zdarzyło, by pucharowym skokom towarzyszyły solidne opady śniegu) prowadzenie objął Marius Lindvik przed Michaelem Hayboeckiem i Danielem Tschofenigiem – to znani i mocni skoczkowie, ale tej zimy wiele jeszcze nie zdziałali.
Kibice czekający na powrót Noriakiego Kasai na europejskie skocznie (przerwa trwała cztery lata) zobaczyli, że matuzalem tego sportu radzi sobie mniej więcej tak jak większość Polaków: skoczył przyzwoicie 117,5 m, zajął 38. miejsce, tuż za Kamilem Stochem i Piotrem Żyłą, ale przed Pawłem Wąskiem. Olek Zniszczoł był dziewiąty, to teraz inna liga.