Marzec jest ostatnim miesiącem Pucharu Świata w skokach narciarskich, a organizatorzy cyklu pierwszym przystankiem przedwiośnia uczynili Finlandię. Skocznia Salpausselka w Lahti to obiekt, gdzie miłe wspomnienia związane z polskimi skokami sięgają czasów przedwojennych.
Najpierw było słodko-gorzko, bo w 1938 roku podczas mistrzostw świata oszukano Stanisława Marusarza. Zakopiańczyk skakał najdalej, ale sędziowie nagradzali wysokimi notami Asbjoerna Ruuda, który dzięki temu wygrał. Norweg był tak zniesmaczony, że chciał oddać złoto Polakowi, ale nasz zawodnik stanowczo odmówił. Został jednak Marusarz pierwszym polskim medalistą mistrzostw świata nie tylko w skokach, ale w narciarstwie klasycznym w ogóle.
Czytaj więcej
Pierwszy konkurs lotów na Heini-Klopfer-Skiflugschanze wygrał Timi Zajc, drugi Stefan Kraft, w kwalifikacjach także dwa razy rządził austriacki lider PŚ. Polskie osiągnięcia były skromne, choć trochę lepiej skakał Kamil Stoch
Puchar Świata w skokach narciarskich. Polacy lubią Lahti
Do wspaniałego sukcesu Marusarza 40 lat później nawiązał Józef Łuszczek, który został w Lahti pierwszym polskim biegaczem narciarskim ze złotem tej imprezy. Już w nowym wieku Adam Małysz zdobył na tam najpierw srebro, a następnie złoto.
Wreszcie, w 2017 roku, Piotr Żyła został brązowym medalistą mistrzostw świata, a polska drużyna – pierwszy oraz jedyny raz w historii – sięgnęła po krążek z najcenniejszego kruszcu. Biało-Czerwoni wystąpili w składzie: Żyła, Kamil Stoch, Maciej Kot i Dawid Kubacki. Teraz trzej pierwsi wracają do miejsca, które wcześniej było dla nich tak szczęśliwe. Trener Thomas Thurnbichler po ostatnich konkursach zdecydował się za to zostawić w kraju Kubackiego.