Korespondencja z Paryża
Nasze siatkarki mierzyły się z mistrzyniami olimpijskimi, ale także drużyną, którą za kadencji Stefano Lavariniego pokonały czterokrotnie w sześciu meczach — w tym trzech ostatnich. Jeśli więc na podstawie wyników najnowszej przeszłości można wnioskować, że granie z konkretnym rywalem odpowiada komuś bardziej lub mniej, to nasze siatkarki w ćwierćfinale nie mogły trafić lepiej.
Kiedy dzień wcześniej o awans walczyli panowie czuliśmy, że to mecz, nad którym unoszą się duchy minionych igrzysk olimpijskich. Panie okazji do budowania relacji z tą imprezą nie miały, bo po 1968 roku wystąpiły na niej tylko raz i w Pekinie przegrały cztery z pięciu meczów. Przyleciały do Paryża obciążone jedynie własnymi ambicjami. Francuska „L'Equipe”, typując faworytki, przyznała przed rozpoczęciem rywalizacji Amerykanom dwie gwiazdki, a Polkom - żadnej.
Czytaj więcej
po raz dziewiąty pobił rekord świata w skoku o tyczce i obronił w Paryżu tytuł mistrza olimpijskiego, ale wiemy, że to dopiero początek
Paryż 2024. Niepewne i zagubione. Dlaczego Polki przegrały na igrzyskach z Amerykankami?
Zabawa dziennikarzy nabrała realnych kształtów na parkiecie, bo początek meczu faktycznie wyglądał na starcie kandydatek do medalu z drużyną, która budzi szacunek, ale nie strach. Amerykanki skakały wyżej, atakowały mocniej i były sprytniejsze, w polskiej ofensywie zawodziły zaś liderki, bo Magdalena Stysiak skończyła jeden z sześciu ataków, a Martyna Łukasik z pięciu nie wykorzystała żadnego.
Serwis Agnieszki Korneluk, udana zmiana Malwiny Smarzek oraz kilka dobrych bloków dało naszej reprezentacji trochę powietrza, ale nie na tyle, aby ukraść rywalkom seta. Myśleliśmy więc, że będzie to chociaż kapitał dobrej energii na kolejną partię, ale Polki wpadły pod amerykański walec. Zawodniczki Lavariniego wyglądały na przytłoczone i nie umiały znaleźć w swojej grze żadnego punktu zaczepienia, żeby nawiązać walkę z faworytkami. 14:25 to był nokdaun.