Korespondencja z Paryża
28-latka została tymczasowo zawieszona, bo w jej próbce pobranej pod koniec czerwca podczas zgrupowania we Włoszech wykryto klostebol, czyli zakazany steryd pomagający w budowie siły i wytrzymałości. International Testing Agency (ITA) informację przekazała w dniu, gdy Polski Komitet Olimpijski (PKOl) ogłaszał kadrę na igrzyska, więc jej nazwisko z listy w ostatniej chwili wykreślono.
Borowska pisała w mediach społecznościowych, że „poczuła się jak w Matrixie, jak w koszmarnym śnie”. Wreszcie — wraz z Polskim Związkiem Kajakowym (PZKaj) - doszła do tego, że zakazana substancja dostała się do jej organizmu poprzez zalecony przez włoskiego weterynarza lek dla psa Tadeusza (teraz został u mamy), któremu leczyła łapy poranione podczas wędrówki po górach.
Czytaj więcej
Polacy wygrali ze Słoweńcami i po 44 latach znów zagrają w olimpijskim półfinale, ale wiedzą, że to dla nich dopiero początek drogi. Niczego jeszcze w Paryżu nie zdobyli.
Paryż 2024. Jak Dorota Borowska udowodniła, że nie była na dopingu
Borowska stanęła przed poważnym wyzwaniem, bo w przypadku zakwestionowania pozytywnego wyniku testu ciężar dowodu spada na barki sportowca. Domniemanie winy jest wówczas tak naprawdę równie mocne, jak w procesie karnym domniemanie niewinności, więc specjaliści od antydopingu nie dawali jej zbyt wielkich szans na występ w Paryżu.
Przykładem może dalekim, ale pod względem wykrytego środka identycznym, była biegaczka narciarska Therese Johaug, która pozytywny wynik testu tłumaczyła maścią na popękane usta, ale i tak została za klostebol zawieszona — na 18 miesięcy. Polka, aby nie podzielić jej losu, musiała udowodnić, że w tej sytuacji nie można jej przypisać winy ani zaniedbania.