Był pan zaskoczony, że w finale Ligi Mistrzów Itas Trentino pokonał Jastrzębski Węgiel w trzech setach?
Nie zdziwiła mnie sama porażka Jastrzębskiego Węgla, bo zagrały dwa wyrównane zespoły, które przyjechały do Antalyi po tytuł. Jestem natomiast zaskoczony rozmiarami porażki. Słyszałem już różne głosy, jedni mówili o zdecydowanym zwycięstwie Włochów, bo grali równiej i cały czas dobrze, a my się szarpaliśmy. Dochodziliśmy do przeciwnika, by potem w dwie, trzy akcje wszystko stracić. Inni twierdzili, że to było wyrównane, twarde spotkanie, ale ja tego nie widziałem. Najbardziej rozczarowani są na pewno zawodnicy i władze klubu. Słychać to było w pomeczowych wywiadach.
Itas ostatnio nie grał najlepiej, ale ten mecz im po prostu wyszedł...
Wygrali rundę zasadniczą ligi włoskiej i grali dobrze do kontuzji Riccardo Sbertoliego. Od tego czasu przegrali Puchar i Superpuchar Włoch. W fazie play-off prowadzili z Monzą i przegrali walkę o finał, potem ulegli Power Volley Mediolan. Spadła na nich bardzo duża krytyka, choć trener Fabio Soli mówił, że jeszcze sezon się nie skończył. Jakby tego było mało, to problemy z mięśniami brzucha miał Daniel Lavia. Pogodzili się z tą krytyką i ciągle wierzyli w swoją jakość. Wrócił rozgrywający, wyleczyli Lavię i to im pozwoliło pokazać świetną siatkówkę w tym jednym meczu. Nawet Kamil Rychlicki mówił, że ostatnie tygodnie nie wyglądały jak ten finał. W jednym meczu może się wszystko zdarzyć, ale gdybyśmy grali do dwóch zwycięstw, toby było inaczej.
W tym meczu siatkarze Trentino sprawiali wrażenie, jakby mieli odpowiedź na każde zagranie Jastrzębskiego Węgla.