Dodawały sobie ducha, wierzyły w sukces, może trochę go zaklinały, ale na parkiecie hali Jyske Bank Boxen w Herning nie były w stanie pokonać drużyny, która miała w składzie supersnajperkę Cristinę Neagu. Mecz o brązowy medal zaczął się i skończył tak, jak nakazywały go widzieć rankingi i chłodne oceny – Rumunki zaczęły zdecydowanie lepiej od Polek (5:1) i skończyły grę bez strachu o wynik.
Pierwsza połowa przegrana wysoko 8:15, tak jak w półfinale z Holenderkami. Trzy niewykorzystane rzuty karne, parę strzałów w słupki i poprzeczki, trochę chaosu w ataku i bramka stracona w ostatniej sekundzie, klasyczny gol do szatni – to były znaki słabości po polskiej stronie. Po drugiej widać było moc – rewelacyjną Neagu, zdobywającą gole z każdego miejsca i w każdej sytuacji plus niezłe bramkarki i pozostałe Rumunki, które dwa dni wcześniej dopiero po dogrywce przegrały półfinał z mocarnymi Norweżkami, od niedzieli znów mistrzyniami świata (pokonały Holenderki 31:23).
Tym razem nie można było liczyć na emocje polskiego pościgu w drugiej połowie. Kibicom zostały rzadkie chwile, gdy mogli się łudzić, że bramki Iwony Niedźwiedź, Moniki Kobylińskiej lub Kingi Achruk spowodują przełom, ale nie powodowały – przewaga Rumunek nigdy nie spadła poniżej pięciu bramek, cud się nie zdarzył.
Cristina Neagu (10 goli) nie pierwszy raz została najlepszą piłkarką spotkania, jest też najskuteczniejszą piłkarką turnieju, dostanie, raczej zasłużenie, tytuł najlepszej piłkarki ręcznej świata. Razem z koleżankami odebrała z uśmiechem brązowe krążki. W mistrzostwach świata to czwarty rumuński medal, po złotym w 1962 roku i dwóch srebrnych.
– Nie miałyśmy takiej siły rażenia w drugiej linii jak one, nie potrafiłyśmy zatrzymać najlepszej piłkarki na świecie. Szkoda – mówiła Iwona Niedźwiedź do kamer TVP i była to trafna opinia.