To już niemal pewne. Za dwa tygodnie PZPN przedłuży kontrakt z Leo Beenhakkerem niezależnie od tego, czy reprezentacja wywalczy awans do mistrzostw Europy. Chociaż nie wszyscy chcą to dostrzec, od kiedy Holender został selekcjonerem, Polacy znowu zaczęli liczyć się w Europie, a drużyna funkcjonuje według zdrowych zasad.
– Za czasów Pawła Janasa reprezentacja też świetnie spisywała się w eliminacjach. To jednak nie przypadek, że dopiero sukcesy w meczach pod kierownictwem Beenhakkera spowodowały, że Polakami zainteresowały się zagraniczne kluby – zauważa Kamil Kosowski. Nowy selekcjoner po tym, jak zaufał piłkarzom, którzy już wcześniej grali w reprezentacji, i przegrał dwa pierwsze mecze z Danią i Finlandią, zaczął budowę drużyny od początku.
– Ważnym sygnałem była rezygnacja z Jerzego Dudka. Leo pokazał, że jest w stanie zrezygnować z zawodnika, którego świetnie zna. Przekaz był jasny: w tej drużynie nie będzie miejsca dla znajomości – przypomina Frans Hoek, trener bramkarzy w kadrze.
Beenhakker odświeżył kadrę, stawiając na piłkarzy na co dzień grających w Polsce. U Janasa w ostatnim sprawdzianie przed mistrzostwami świata w podstawowej jedenastce zagrało dziewięciu piłkarzy z klubów zagranicznych. U Holendra w najlepszym meczu Polaków w ostatnim dwudziestoleciu – wygranym 2:1 z Portugalią w Chorzowie – od pierwszej minuty pojawili się Grzegorz Bronowicki z Legii Warszawa, Paweł Golański z Kolportera Kielce i Jakub Błaszczykowski z Wisły Kraków. Na zmianę wszedł Radosław Matusiak z GKS Bełchatów, a obok jego klubowego kolegi Łukasza Garguły na ławce rezerwowych siedział jeszcze Marcin Wasilewski z Lecha Poznań. Teraz w Polsce gra już tylko Garguła. – Reprezentacja to jest witryna reklamowa. Ja daję im miejsce, a fakt, że wyjeżdżają za granicę, świadczy już tylko o ich klasie. W Borussii Dortmund, Arsenale Londyn, Anderlechcie Bruksela nie pracują idioci. Ludzie z tych klubów rozpoznali w moich piłkarzach to samo co ja – materiał na graczy światowego formatu – mówi Beenhakker.
Nie bez przyczyny w kadrze nie jest zatrudniony psycholog. Beenhakker jest surowy i wymagający dla zawodników, krzyczy na nich równie często, jak chwali, ale piłkarze wiedzą, że zawsze mogą zwrócić się do niego z problemem i trener będzie po ich stronie. – Mamy przekonanie, wcześniej nieznane, że nawet kiedy w drużynie jest wielu kontuzjowanych piłkarzy albo takich, którzy nie grają w klubach, to Beenhakker i tak coś wymyśli. Widok selekcjonera, który chodzi zamyślony po boisku kilka dni przed meczem, daje nam poczucie spokoju – mówi Michał Żewłakow.