Szanse Polonii na tytuł mistrza Polski były do piątku iluzoryczne, ale pozycja w tabeli je dawała. Po meczu z ŁKS nie ma już żadnych nadziei. Poloniści stracili punkty w koszmarnym stylu i to był chyba pożegnalny mecz trenera Jacka Zielińskiego.
Mniej więcej na 10 minut przed końcem meczu, przy wyniku 2:0 dla gości, właściciel Polonii Józef Wojciechowski ostentacyjnie opuścił trybunę. Po kilku minutach wszedł na nią ochroniarz, prosząc o zejście do szefa holenderskiego doradcę Slota Bruinsa i pracującego w Polonii Bogusława Kaczmarka. Na pomeczowej konferencji wściekły na swoich zawodników Jacek Zieliński powiedział, że nie otrzymał wezwania na spotkanie z szefem, ale jest świadomy swojej sytuacji. – Jakbym się bał spotkania z prezesem – powiedział – to nie brałbym się za ten zawód.
Jeśli rzeczywiście Zieliński straci pracę (a Bogusław Kaczmarek jest na pierwszym miejscu listy oczekujących), to pretensje powinien mieć do siebie, bo Polonia w trzech wiosennych meczach zdobyła zaledwie jeden punkt, ale i do piłkarzy.
W piątek zagrali fatalnie. Przeciw broniącemu się ŁKS trener wystawił tylko jednego napastnika Filipa Ivanovskiego. Gościom to odpowiadało, bo nastawili się na grę z kontry. Kiedy w ostatniej minucie przed przerwą, po rzucie rożnym zdobyli prowadzenie, mieli zadanie ułatwione. Dopiero teraz Zieliński wprowadził dwóch piłkarzy ofensywnych, ale przegrywając, Polonia mniej uwagi poświęciła obronie, co goście wykorzystali po mistrzowsku. Dwie z trzech kontr zakończyły się bramkami. Jedyny napastnik Adam Czerkas, który był już w kilku klubach, ale z każdego oddawano go bez żalu, robił ze środkowymi obrońcami, co chciał.
ŁKS przyjechał do Warszawy bez Tomasza Hajty i Pawła Drumlaka, a mimo to grał popisowo. Skazywany przed sezonem na porażki odniósł już trzecie zwycięstwo w trzecim meczu.