Legia nie zagra w maju w Warszawie na Stadionie Narodowym w finale Ligi Europejskiej. Te marzenia były trochę na wyrost. W rewanżowym spotkaniu z Ajaksem mistrz Polski boleśnie się przekonał, jak wiele dzieli go jeszcze od trzeciej drużyny fazy grupowej Ligi Mistrzów. Różnica klas była bardzo widoczna.
Czytaj także: Beznadzieja na pustym stadionie
Najlepszym podsumowaniem gry Legii była sytuacja z 70. minuty, gdy po błędzie i złym wybiciu piłki przez bramkarza Ajaksu Jaspera Cillesena sam na sam z Holendrem znalazł się Michał Kucharczyk. Legionista huknął z całej siły, ale piłka zamiast do siatki poleciała w trybuny. Szczęście, że tego dnia stadion przy ulicy Łazienkowskiej był zamknięty dla kibiców, bo Kucharczyk mógł tym uderzeniem zrobić komuś krzywdę.
Fanów Legii jednak było słychać, i to całkiem dobrze. Około trzech tysięcy kibiców zgromadziło się na parkingu przed Torwarem. Gdy tylko wybrzmiał hymn Ligi Europejskiej, kibice głośno – bez problemów słychać ich było na stadionie – zaintonowali „Mistrzem Polski jest Legia".
Niecodzienna sytuacja, ale mimo wszystko zrobiła się chociaż namiastka poważnego meczu rozgrywanego w europejskich pucharach. Groteskowo wyglądały jednak próby dołączenia do tego chóru zgromadzonych w loży VIP szczęśliwców, którzy spotkanie mogli zobaczyć na stadionie.