Jeśli spotkanie o Superpuchar miało być prognostykiem tego, jak oba zespoły wypadną w przyszłym tygodniu w meczach europejskich pucharów, to z całą pewnością z większym spokojem oczekiwać będą na rywali w Poznaniu. Lech był bezdyskusyjnie lepszą drużyną. I to w każdym elemencie.
Po mistrzu Polski widać było przede wszystkim dalsze efekty pracy Macieja Skorży. Jego pomysł na Lecha dopiero teraz zaczyna nabierać pełnych kształtów –w zeszłym sezonie objął zespół w trakcie rozgrywek i wiele czasu na odciskanie swojego piętna na drużynie nie miał. W piątkowy wieczór Lech imponował swobodą i luzem w rozgrywaniu piłki. Widać było, że na zgrupowaniu w Gniewinie mistrz Polski pracował przede wszystkim nad akcjami kombinacyjnymi, rozgrywanymi na małej przestrzeni, nad szybką wymianą piłek przez zawodników. No i nad pressingiem. Długimi momentami meczu, zawodnicy Skorży z dziecinną wręcz łatwością zabierali piłki legionistom, nie pozwalając im rozwinąć akcji ofensywnych.
Gole dla Lecha strzelali w tym meczu wyłącznie wychowankowie – pierwszego Tomasz Kędziora, kolejnego po pięknej akcji Barry'ego Douglasa i Karola Linetty, dorzucił jeszcze w pierwszej połowie Marcin Kamiński, a trzy minuty przed końcem spotkania kropkę nad „i" postawił Linetty. A przecież wiadomo, że Lech z Legią na polskim podwórku rywalizują nie tylko o tytuły wśród seniorów, ale także akademie obu klubów są niezwykle ważne dla ich właścicieli. W poprzednim sezonie w finale Centralnej Ligi Juniorów Legia okazała się lepsza od Lecha.
W Lechu jeszcze nie wszystko funkcjonowało tak jak trzeba. Nowy napastnik – pozyskany z Pogoni Szczecin – Marcin Robak nie do końca wiedział, jak ma się ustawiać, jak wbiegać w pole karne, by zostać obsłużonym przez kolegów. A przecież Lech zarówno na obu skrzydłach, jak i na bokach obrony, już w poprzednim sezonie imponował rozmachem. Wtedy mówiło się jednak, że Zaur Sadajew nie jest odpowiednim napastnikiem dla tak grającej drużyny. Że Kolejorzowi potrzebny w ataku piłkarz wysoki, silny, dobrze grający głową i tyłem do bramki. Szczególnie jednak w pierwszej połowie można było odnieść wrażenie, jakby Robak bezmyślnie kopiował styl Czeczeńca.
W drugiej połowie zastąpił go jednak 22-letni Denis Thomalla – urodzony w Niemczech, ale mający polskich rodziców – i niektóre zagrania znamionowały, że może być dużym wzmocnieniem mistrza kraju.