Mecz w duńskim Herning był dla Legii wyprawą w nieznane. Z jednej strony – czysto sportowej – duńskie Midtjylland nikogo w Warszawie nie przysparzało o nieprzespane noce, z drugiej jednak tajemniczy klub w którym rządzi analiza statystyk i komputerowe modele oraz algorytmy powodował ciekawość i lekki niepokój. Na miejscu długo wydawało się, że nie taki diabeł straszny, i nawet osławione stałe fragmenty gry – Midtjylland ma osobnego trenera, byłego reprezentanta Danii Briana Priske, odpowiedzialnego za rzuty wolne, rożne, auty etc. – nie przyniosły Duńczykom korzyści.
Niestety tylko do czasu. Po nieco ponad godzinie gry mistrz Danii wykonywał rzut wolny z boku boiska. Mocne dośrodkowanie Jakoba Poulsena trafiło w głowę Michała Kucharczyka, piłka odbiła się od jego głowy, zmyliła Dusana Kuciaka i wpadła do siatki. Od momentu straty goli, słaba i mało kreatywna Legia jakby pogrążyła się w marazmie. Nie wychodziło nic, a legioniści ani przez chwilę nie potrafili gospodarzy postawić pod ścianą, zepchnąć do defensywy.Jedyną naprawdę groźną sytuację wicemistrz Polski stworzył sobie 12 minut przed końcem meczu, gdy strzelał Brazylijczyk Guilherme.
Midtjylland zagrało bardzo efektywnie i skutecznie. Ale tego się właśnie należało po nich spodziewać. To nie jest zespół, który kibiców porywałby piękną grą. Mieli jasno określone zadanie do wykonania i to zrobili. Duńczycy nieco przypominali w sposobie gry Legię z poprzedniego sezonu Ligi Europejskiej. Wtedy to właśnie zespół Berga imponował skutecznością, mądrością, wręcz wyrachowaniem. Dziś zostało tylko wspomnienie.
Legia do dziś w tegorocznej edycji europejskich pucharów odniosła komplet zwycięstw. Poza Zorią Ługańsk przeciwników w eliminacjach miała jednak naprawdę słabych. Gdy przyszło zagrać z pierwszym w miarę poważnym przeciwnikiem nie dała rady. Legia od pięciu kolejek ekstraklasy nie jest w stanie wygrać meczu – odniosła dwie porażki, trzykrotnie zremisowała. W Warszawie wszyscy jednak pocieszali się, że zespół pod wodzą Berga zupełnie inaczej prezentuje się w pucharach, a straty w lidze są właśnie efektem koncentrowania się na pucharach. Ta linia obrony norweskiego szkoleniowca chyba właśnie legła w gruzach i pora ogłosić, że Legia znajduje się w kryzysie.
A mogło być jeszcze gorzej, gdyż trzy minuty przed końcem drugą żółtą kartkę dostał Dominik Furman i Legia musiała kończyć w dziesiątkę. Z kolejnego stałego fragmentu gry – rzutu wolnego – Jakob Poulsen trafił jednak tylko w słupek.