Chorwaci przez pierwszy kwadrans grali wręcz beznadziejnie i właśnie wtedy, po kolejnej ich stracie Piotr Zieliński, jeden z nielicznych polskich piłkarzy, którzy zasługują na grę w tej reprezentacji zdobył prowadzenie. Mając od szóstej minuty przewagę jednej bramki można sobie układać grę, niech się przeciwnik martwi.
Tyle że radość trwała zaledwie kwadrans. Chorwaci jako tako się ogarnęli i wystarczyło, że wymienili kilka podań w stylu Portugalczyków, aby przedostać się bez przeszkód ze strony Polaków w nasze pole karne. A nawet przy naszej pomocy.
Czytaj więcej
Polacy trzy dni po najsłabszym meczu w tym roku rozegrali najlepszy i zremisowali 3:3 z Chorwatami, dając wreszcie podstawy do wiary, że piłka nożna może ich cieszyć.
Tylko pierwsza bramka gości, strzelona pięknym wolejem nie obciąża naszych piłkarzy. Borna Sosa strzelił pokazowo, a w takich wypadkach (rzadko padają takie efektowne gole) warto bardziej bić brawo strzelcowi, niż krytykować obrońcę lub bramkarza.
To, co wydarzyło się niebawem to już kryminał. W ciągu dwóch minut Chorwacja wbiła nam dwie bramki, chociaż właściwsze byłoby stwierdzenie, że sami je sobie wbiliśmy. Seria błędów, jaki popełnili nasi obrońcy i defensywni pomocnicy wystawia im jak najgorsze świadectwo.