Wdowczyk był świetnym lewym obrońcą Gwardii, Legii, Celticu Glasgow, Reading i reprezentacji Polski. Kiedy Legia grała z Interem Mediolan, wyłączył z gry Karla-Heinza Rummenigge, unikając przy tym fauli. Trener Giovanni Trapattoni w drugiej połowie zdjął Niemca z boiska, widząc, że tego dnia nie będzie miał z niego pożytku.
Wdowczyk był silny, szybki, uparty. Jak się przyczepił do skrzydłowego, to pilnował go nawet w przerwie, kiedy tamten szedł do toalety. A kiedy napastnik rywala zapomniał o nim, sam stawał się skrzydłowym. Jego strzały z rzutów wolnych budziły postrach w lidze. Nie lubił przegrywać, więc na treningach nie trzeba go było pilnować. Miał zasadę: im ciężej pracujesz w tygodniu, tym lżej ci będzie w meczu.
Wina i kara
Z takimi cechami stał się dobrym trenerem. Już w pierwszej pracy zdobył tytuł mistrza Polski z Polonią Warszawa (2000). Jeszcze wtedy dzielił ten sukces z dyrektorem sportowym Jerzym Engelem, który był jego trenerem w Legii, ale później pracował już na własny rachunek. Sześć lat po sukcesie z Polonią zdobył tytuł mistrza z Legią.
Mariusz Walter zatrudnił Wdowczyka, widząc w nim nie tylko trenera owładniętego pasją, ale i kulturalnego, zawsze stosownie do sytuacji ubranego człowieka, z którym można porozmawiać na wiele tematów.
Dariusz Wdowczyk z efektowną, sympatyczną żoną stanowili ozdobę każdego przyjęcia, w środowisku piłkarskim zdecydowanie się wyróżniali.