Kiedy prowadzisz 1:0 i przegrywasz 1:2, strzelając dwie samobójcze bramki, możesz się załamać. Albo wziąć się w garść i w rewanżu zrobić wszystko, by udowodnić, że to wypadek przy pracy.
W takiej sytuacji znaleźli się piłkarze Sevilli, którzy tydzień temu przed własną publicznością ulegli Bayernowi. Do Monachium polecieli z podniesionymi głowami i cichymi nadziejami na sprawienie niespodzianki, ale to, co w 1/8 finału wystarczyło na Manchester United, może nie wystarczyć na mistrzów Niemiec. Bawarczycy w tym sezonie u siebie nie doznali jeszcze porażki, a ich dominacja w Bundeslidze spowodowała, że Jupp Heynckes mógł w ostatnich tygodniach gospodarować oszczędniej siłami swoich liderów. Mniej grał m.in. Lewandowski.