Z siedmiu ostatnich tytułów mistrza Polski Legia i Wisła zdobyły sześć. Ich rywalizacja zapewniała emocje w czasach, gdy wszystkie inne kolory ligi blakły. Dzieli je wieloletnia niechęć, ale żyć bez siebie nie mogą. Nawet gdy, jak w poprzednim sezonie, mają problemy – Legia skończyła ligę na trzecim, a Wisła dopiero na ósmym miejscu – ich mecz usuwa pozostałe w cień.
Tak będzie też w niedzielę o 19.30. Biletów już nie ma, i zabrakłoby ich, nawet gdyby stadion Wisły miał już planowane 35 tysięcy krzesełek, a nie 21 tys. jak dzisiaj. W obu drużynach może się znaleźć aż 11 obecnych lub byłych reprezentantów Polski: czterech w Legii i siedmiu w Wiśle. Dwunasty, Arkadiusz Głowacki, nie zagra przez żółte kartki.Wiosną przy Reymonta 3:1 zwyciężyli gospodarze. Legia właśnie wtedy straciła ostatecznie szanse na dogonienie Zagłębia Lubin i GKS Bełchatów. Dla Wisły to była jedna z ostatnich miłych chwil, bo do końca sezonu udało jej się wygrać jeszcze tylko jeden mecz. Kryzys minął szybko. Wisła prowadzi dziś w lidze, ma cztery punkty przewagi nad Koroną i pięć nad Legią. Jeśli wygra w niedzielę, nikt już jej w rundzie jesiennej nie dogoni, bo trudno przypuszczać, żeby w pozostałych meczach, z ŁKS, Groclinem i Zagłębiem Sosnowiec, potknęła się więcej niż raz.
Legia po serii zwycięstw na początku sezonu wpadła w kłopoty. Przegrała już z Koroną, Lechem i tydzień temu u siebie z Odrą. Od pięciu kolejek w każdym meczu traci bramkę. Przy Reymonta ostatni raz wygrała ponad dziesięć lat temu, gdy Wisła dopiero przypominała sobie, jak wygląda pierwsza liga, a Bogusław Cupiał i spółka jeszcze się zastanawiali, na co wydawać zarobione na kablach miliony. Od kiedy podjęli decyzję, że na futbol, i nastały czasy wielkiej Wisły, Legia potrafiła w Krakowie co najwyżej zremisować (cztery razy), nawet w sezonach, w których była mistrzem Polski.
W ostatnim wygranym spotkaniu, 17 maja 1997 (było 3:1), jedną z bramek dla Legii zdobył Jacek Bednarz, od niedawna dyrektor sportowy Wisły. To właśnie on i zatrudniony niedługo później trener Maciej Skorża sprawili, że Cupiał znów uwierzył w sens wydawania pieniędzy na Wisłę. Po przegranej walce o Ligę Mistrzów z Panathinaikosem w 2005 roku właściciel krakowskiego klubu pokazywał się na swoim miejscu w loży honorowej rzadko i wydawał na Wisłę coraz mniej. Władzę oddał ludziom, którym najlepiej wychodziło zwalnianie trenerów, w transferach trudno się było doszukać jakiejkolwiek logiki i Wisła zaczęła się osuwać w bylejakość.
Tak było aż do tego lata. Wtedy Bednarz zaczął swoje porządki w klubie, a dzięki Skorży (też pracował kiedyś w Legii, zbierał dla Pawła Janasa informacje o rywalach) piłkarze, którzy jeszcze niedawno sprawiali wrażenie znudzonych sobą i Wisłą, znów grają najładniej w Polsce.Lider z Krakowa jest jedyną niepokonaną drużyną w lidze, strzela najwięcej goli (31, druga Korona zaledwie 16), a lepszą obronę ma tylko Legia. Marek Zieńczuk jest w życiowej formie, Kamil Kosowski pcha drużynę do przodu, Paweł Brożek już zdobył więcej goli niż w całym poprzednim sezonie.