Polskiego Związek Piłki Nożnej za złamanie ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych i musi ponieść także koszty sądowe w wysokości 350 zł. Wyrok nie jest prawomocny.
– W umowach, które zawieramy z właścicielami stadionów jest zapis, że to one występują o zgodę na organizację zawodów. W tym przypadku zapewne też tak było - powiedział Krzysztof Rola-Wawrzecki, zastępca sekretarza generalnego PZPN. Rzecznik prezydenta miasta Beata Kwiecińska twierdzi, że GKS Bełchatów otrzymał zezwolenie wyłącznie na organizację meczów ligowych, a wniosku na przeprowadzenie meczu Legia – Wisła nie było.
W umowie pomiędzy GKS, a PZPN, które trafiły do sądu rejonowego, zostało zapisane, że organizatorem meczu jest związek, a nie klub. – Wina PZPN nie budzi wątpliwości, bo to on miał obowiązek wystąpić o pozwolenie, ale tego nie zrobił – mówi Sławomir Szymański rzecznik bełchatowskiej policji, która występowała w roli oskarżyciela. Sprawa wyszła na jaw z powodu zamieszek, które wybuchły w 77 minucie na trybunach, a potem przeniosły się na murawę stadionu. Mecz został przerwany i konieczna była interwencja firmy ochroniarskiej i policji. Spotkanie dokończono, gdy po 9 minutach udało się przywrócić porządek. Po 120 minutach był bezbramkowy remis, ale puchar – po raz 13 w historii – zdobyła Legia, która wygrała po serii karnych 4-3.
Policja po meczu przeprowadziła śledztwo, w trakcie którego zatrzymano dwunastu chuliganów uczestniczących w awanturach. Wytoczono im sprawę karną, a trakcie ich procesu okazało się, że PZPN nie wystąpił o pozwolenie na rozgrywanie meczu. – Wątek ten został wyłączony do osobnego postępowania – wyjaśnia rzecznik Szymański.
Michała Listkiewicza przesłuchali w tej sprawie policjanci z Komendy Stołecznej Policji w ramach pomocy prawnej, aby nie fatygować prezesa do komendy w Bełchatowie. Oskarżenie o złamanie ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych wniesiono w październiku, a w lutym zapadł wyrok skazujący.