Selekcjoner reprezentacji Franciszek Smuda miał chyba niewesołą minę, oglądając pierwszą połowę meczu. Gdyby nie aktywna gra kielczan, liczne sytuacje pod bramką Jana Muchy, zaskakujące strzały piłkarzy Korony, nie byłoby o czym wspominać.
Już w czwartej minucie gospodarze mogli zdobyć prowadzenie, lecz piłka po strzale głową Paula Stano trafiła w słupek bramki Legii. Później trzykrotnie Jacek Kiełb, najszybszy zawodnik w Koronie i najgroźniejszy w tym okresie gry, próbował pokonać Muchę. Kilka obiecujących akcji powstrzymali legioniści udanymi pułapkami na spalone.
Goście grali dość ospale, nie przemęczali się zbytnio, jakby czekali na błąd gospodarzy. Pierwszy strzał na bramkę Korony i to bardzo mocny oddał w 43. minucie Marcin Mięciel.
Tuż po przerwie zespół gospodarzy miał szansę objąć prowadzenie. Krzysztof Gajtkowski otrzymał w prezencie piłkę od warszawskich obrońców i będąc na polu karnym sam na sam z Muchą, kopnął wprost w niego.
Być może ta sytuacja podziałała mobilizująco na gości, którzy częściej zagrażali bramce kielczan. Zbigniew Małkowski był raz po raz w opałach, a w 55. minucie Tomasz Jarzębowski z 25 metrów piekielną bombą sprawdził jego umiejętności.