Sprawa nie jest prosta, bo sędziów w ekstraklasie ubywa. Niedawno CBA zatrzymało pod zarzutem korupcji dwóch z nich, a szef KS Janusz Eksztajn mocą swojego urzędu zatrzymał dwóch innych. Nie za korupcję, tylko rażące błędy. Najpierw przyjął ich do ekstraklasy, a teraz uznał, że co do Wojciecha Krztonia to się pomylił, a Adam Lyczmański powinien się pozbierać, jeśli trochę odpocznie. Mamy więc już czterech mniej.

Atmosfera wśród poetów gwizdka nie jest więc najlepsza, a presja na pewno nie wpływa korzystnie na ich pracę. Wbrew powszechnej opinii nie uważam, że połowa arbitrów w lidze to nieudacznicy, a druga połowa jest umoczona w korupcję. Myślę nawet, że błędy wypaczające wyniki doprowadzą do zmian (na początek personalnych, najlepiej wśród sędziowskich władz), które sprawią, że do ekstraklasy i I ligi będą się dostawać najzdolniejsi młodzi kandydaci, a nie ci, którzy mają najlepsze plecy.

Szymon Marciniak jest dobrym sędzią, ale i on nie wytrzymał presji. W meczu Jagiellonii z Bełchatowem nie przyznał gościom rzutu karnego za faul Rafała Grzyba na Kamilu Kosowskim, uznał natomiast bramkę Tomasza Frankowskiego ze spalonego. Oddał więc Jagiellonii to, co zabrał jej tydzień temu sędzia Adam Lyczmański. Jeśli będziemy trzymać się tej zasady sprawiedliwości, można się spodziewać, że w następnej kolejce Bełchatów też dostanie od arbitra jakiś prezent.

Niezależnie od tej niewesołej refleksji jest i druga. Tomasz Frankowski i tak dałby sobie radę, bo w naszej ekstraklasie jest to jeden z niewielu prawdziwych mistrzów.