O tym, że nasza ekstraklasa jest nieprzewidywalna, nikogo przekonywać nie trzeba. To liga, której lider i zespół mający już zapewniony awans do fazy pucharowej Ligi Europejskiej – Legia Warszawa – może pojechać do Bielska-Białej i przegrać z Podbeskidziem. To jednak, że drugą pozycję w tabeli ekstraklasy zajmuje Wisła Kraków, należy uznać za prawdziwą sensację.
Najgroźniejszy rywal
Wisła w poprzednim sezonie zajęła piąte miejsce, a i tak wielu ekspertów twierdziło, że był to wynik ponad stan. W tym z kolei jest jednym z niewielu klubów, które próbują dotrzymać kroku Legii i sprawiają, że jeszcze wciąż za wcześnie mówić o uzyskaniu tytułu mistrza Polski dla zawodników Henninga Berga w trybie dokonanym.
Rękawicę miał rzucić Legii przede wszystkim Lech Poznań, a także kreowana na nową siłę ligi Lechia Gdańsk. Tymczasem w Poznaniu cały plan legł w gruzach wraz z fatalnym początkiem sezonu. Kolejorz nie awansował do fazy grupowej Ligi Europejskiej, w lidze zawodził, więc musiała polecieć głowa trenera Mariusza Rumaka. W trakcie sezonu przyszedł nowy szkoleniowiec – doskonale w Krakowie zresztą znany, dwukrotny mistrz Polski z Wisłą – Maciej Skorża. I tak naprawdę to dopiero po przerwie zimowej zobaczymy Lecha, o którym będzie można z pełną, a przynajmniej ze znacznie większą niż dotychczas, odpowiedzialnością powiedzieć, że to zespół według pomysłu nowego szkoleniowca.
Lechia z kolei jest pośmiewiskiem ekstraklasy. Przejęta zimą poprzedniego roku przez tajemnicze międzynarodowe konsorcjum, o którym wiadomo tylko tyle, że jego udziałowcami są też agencje menedżerskie, zaczęła sprowadzać piłkarzy w ilościach wręcz hurtowych. 22 nowych zawodników pojawiło się latem w Gdańsku, ale już trzeci w tym sezonie trener próbuje przełożyć ilość na jakość. Lechia jest 14. w tabeli i ma tylko 4 punkty przewagi nad zajmującym pierwsze miejsce spadkowe Ruchem Chorzów. Już teraz można powiedzieć, że Lechia prawdopodobnie będzie musiała walczyć w grupie spadkowej, a nie – jak przed sezonem zakładano – próbować odebrać tytuł Legii.
Wisła miała, owszem, walczyć o miejsce w grupie mistrzowskiej, ale nic ponadto. Tymczasem krakowianie – jeśli nie stanie się nic nieprzewidzianego – powinni być najgroźniejszym rywalem warszawian. Biała Gwiazda zaczęła nawiązywać do najlepszych czasów „ery Cupiała", gdy dawno już tak źle w klubie nie było.