Wstydu w Gelsenkirchen tym razem nie było. Piłkarze Schalke wyciągnęli wnioski z bolesnej lekcji, jakiej przed rokiem, także w 1/8 finału, udzielił im Real. Stracili tylko dwie bramki, ale co z tego, skoro bali się zaryzykować i do awansu potrzebowaliby w Madrycie cudu. Nie pomoże nawet zdrowy Klaas-Jan Huntelaar, który w środę już w pierwszej połowie doznał kontuzji.
Kiedy Holender schodził z boiska, Real prowadził już 1:0, bo Ronaldo przypomniał sobie, jak się strzela gole. Po dośrodkowaniu Daniego Carvajala wbiegł między dwóch obrońców i głową pokonał 19-letniego bramkarza gospodarzy Timona Wellenreuthera. Odetchnął z ulgą, czekał na to trafienie cały miesiąc. Odkupił winy u kibiców, wypominających mu nie tylko strzelecką niemoc, ale i organizację urodzinowej imprezy kilka godzin po derbowej klęsce z Atletico. W drugiej połowie dołożył asystę przy golu Marcelo, który okazał się ozdobą spotkania (uderzenie zza pola karnego pod poprzeczkę). To był przełomowy moment, bo chwilę wcześniej wyrównać mógł Felix Platte, ale trafił w poprzeczkę.