Stefan Szczepłek z Berlina
Finału Ligi Mistrzów w Berlinie jeszcze nie było. W Monachium odbywał się trzykrotnie, gościło go Gelsenkirchen, a Berlin jeszcze nie. Z jednej strony Bramy Brandenburskiej, od Unter den Linden UEFA wystawiła Puchar Mistrzów, z którym można sobie zrobić zdjęcie. Nie wykluczam, że będzie tu stał jeszcze jutro do wieczora, bo jest kilka kopii tego trofeum. Jedna z nich stała obok piłkarzy na konferencjach prasowych. Właściwe otrzyma zwycięzca na Stadionie Olimpijskim. Tłok do fotografii olbrzymi, taki sam jak do znajdującego się obok sklepu UEFA. Ceny z każdym rokiem coraz wyższe. Za okolicznościowy szalik trzeba zapłacić 20 euro (w Warszawie na finał Ligi Europejskiej kosztował 80 złotych), za czapeczkę też 20, za T-shirt 30 euro. A kolejka stoi.
Po drugiej stronie bramy, gdzie czterej pancerni, Marusia i Szarik robili sobie w 1945 zdjęcia, ułożono boisko piłkarskie ze sztuczną trawą. Grają sobie kibice, ale w piątek wystąpiły dawne gwiazdy futbolu: Fabrizio Ravanelli, David Trezeguet, Marcelo Salas. To od kilku lat też stały element finałów. Siedem lat temu, kiedy finał rozgrywano w Moskwie, takie boisko znajdowało się na Placu Czerwonym. Lenin nie wiedział co to piłka nożna, a Stalin nie mógł na nią patrzeć, bo był wrażliwy. Nawiasem mówiąc Hitler też za futbolem nie przepadał. Historycy odnotowali, że bodaj tylko raz czy dwa był na meczu.
Nikogo to dziś nie obchodzi. Komu jeszcze Berlin kojarzy się z wojną? Kibice Barcelony i Juventusu stoją karnie w kolejkach do fotografii z pucharem i do kas. Prawią sobie komplementy, na okolicznościowych koszulkach noszą emblematy obydwu finalistów. Przed finałem Pucharu Polski nie mogłem kupić takiego „łączonego" szalika. Pan, który sprzedał mi szalik Legii z okolicznościowym nadrukiem, na którym zabrakło słowa „Lech" powiedział, że nikt nie odważył się wyprodukować takich szalików, ze względu na nienawiść obydwu klubów do siebie. Stadiony mamy już na poziomie europejskim ale kibiców jeszcze nie. Taki finał to dobra lekcja wzajemnego szacunku i tolerancji.
Wszyscy mówią, że faworytem jest Barcelona. To logiczne. Kiedy patrzy się na jej skład - trudno się dziwić. Drogę do finału Barcelona zaczynała od niespodziewanej porażki w grupie z PSG 2:3, ale to była tylko drobna wpadka, zły dobrego początek. Potem szło już jak z płatka: dziewięć zwycięskich meczów z rzędu i porażka na koniec z Bayernem, na którą Katalończycy mogli sobie pozwolić. W każdym z tych meczów Barcelona zdobywała bramki. W 38 spotkaniach całego sezonu ligowego wbiła ich w sumie 110. Przegrała tylko cztery razy.