- Wydaje się, że pod względem sportowym trafiliśmy na najtrudniejszego rywala spośród możliwych -tymi słowami swoją charakterystykę pierwszego przeciwnika w eliminacjach Ligi Mistrzów rozpoczął Piotr Rutkowski. Wiceprezes Lecha Poznań po chwili przyznał jednak, że w starciu z FK Sarajewo jego drużyna powinna być faworytem. - To dobry klub, ale trochę o nim wiemy. Ich właściciel to azjatycki miliarder, dlatego można spodziewać się mocnego zaplecza - komentuje.
Wspomniany Vincent Tan to pasjonat futbolu w osobliwym wydaniu. Malezyjczyk, którego majątek szacowany jest na 1,2 miliarda dolarów, ma w swoim posiadaniu nie tylko klub ze stolicy Bośni i Hercegowiny. W 2010 roku stał się posiadaczem walijskiego Cardiff City. Niedługo później zespół awansował do Premier League, jednak fani nie darzyli go szczególną sympatią. Azjata bezpowrotnie oddalił wizję upadku klubu, jednak zmienił barwy i herb zespołu. To rozwścieczyło kibiców, którzy jednak zdołali przeforsować swoją wizję. Trwało to jednak kilka długich lat. Na tym nie zakończyły się jego zakupy w piłkarskim świecie. Poza ekipą FK niedawno przejął także Belgijskie KV Kortijk.
- Oglądamy ligę bośniacką i ogólnie obserwujemy poczynania na Bałkanach. Tamtejsi zawodnicy to wojownicy. Charakterni ludzie. Znamy napastnika Benko. Jednego z piłkarzy oglądaliśmy też kilka lat temu. To dobrzy zawodnicy. Znajdują się na naszej liście, więc to też świadczy o potencjale drużyny - opowiada o mistrzu Bośni i Hercegowiny Rutkowski. W 2010 roku Lech sięgnął po napastnika tej drużyny, jednak Haris Handzić nie zasłynął w Poznaniu niczym i szybko pożegnał się z klubem.
FK Sarajewo w minionych rozgrywkach po raz trzeci sięgnęło po mistrzostwo kraju. Wcześniej dwukrotnie udawało się sięgać po prym w całej Jugosławii. Bardziej znani od piłkarzy są kibice klubu. Na najważniejszym meczu sezonu z Zeljeznicarem na stadionie imienia Asima Ferhatovicia pojawiło się 24 tysiące kibiców. Podobnej frekwencji mogą spodziewać się poznaniacy. Stołeczny obiekt może pomieścić nawet 35 tysięcy widzów. W rozgrywkach ligowych średnia frekwencja nie przekroczyła 7 tysięcy, jednak takie wsparcie wystarczyło do tego, by nie przegrać żadnego ze starć.
Bośniacy regularnie występowali w rozgrywkach Ligi Europejskiej. Podczas ostatnich pięciu lat nie awansowali do fazy grupowej, jednak potrafili wyeliminować takie ekipy jak szwedzki Helsingborg czy grecki Atromitos. Ich ostatnia przygoda z międzynarodowymi występami została brutalnie zakończona przez Borussię Moenchengladbach. Niemcy wygrali u siebie mecz rewanżowy 7:0 po wcześniejszym sukcesie 3:2 na wyjeździe.