Reklama
Rozwiń

Liga Europejska: Videoton i Zoria, czyli Orbán i wojna

Lech zagra w czwartek z klubem, któremu sprzyja Viktor Orbán, a kibice nienawidzą. Rywal Legii jest bezdomny z powodu wojny na Ukrainie.

Aktualizacja: 18.08.2015 19:49 Publikacja: 18.08.2015 19:38

Viktor Orban

Viktor Orban

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Czwartkowy przeciwnik Lecha Poznań w ostatniej rundzie eliminacji – Videoton Székesfehérvár – jest nie tylko ulubionym zespołem premiera, ale także klubem, który doskonale obrazuje obecny stan rzeczy na Węgrzech rządzonych przez partię Viktora Orbána – Fidesz. Granica między tym, co państwowe i prywatne, jest nie do końca jasna, a związki Orbána i jego bogatych kolegów z piłką nożną wyjątkowo ścisłe.

Właścicielem Videotonu jest István Garancsi, nie tylko przyjaciel, ale i były partner biznesowy Orbána. Numer 48. na liście najbogatszych Węgrów. W 2010 roku firma Mahir próbowała kupić jedną z największych agencji reklamowych na Węgrzech ESMA. Był to łakomy kąsek, gdyż miała ona wyłączność na umieszczenie reklam na ulicznych latarniach. Do transakcji nie doszło, gdyż Mahir nie był w stanie zapłacić żądanej sumy.

W lipcu 2012 roku Fidesz zreformował prawo drogowe i zabronił wywieszania billboardów na latarniach – wartość ESMA z dnia na dzień bardzo spadła. W kwietniu tego roku agencja została kupiona przez Gar-Dam, której właścicielem jest Garancsi. Dziwnym zbiegiem okoliczności już na początku czerwca w parlamencie głosowano nad przywróceniem możliwości reklamowania się na latarniach. Na razie się nie udało, ale kolejne głosowanie wkrótce i nikt nie ma wątpliwości, że właściciel Videotonu za chwilę będzie także magnatem reklamowym.

Reklama na latarniach

To nie pierwszy tego typu dziwny biznes między kontrolowanymi przez rząd spółkami a firmami Garancsiego. W 2014 roku na jaw wyszło, że inna firma właściciela Videotonu, dostała za bezcen gaz od rządu, który później z ogromnym zyskiem sprzedawała na rynku komercyjnym. Garancsi jest też większościowym udziałowcem w Mobil Adat, spółce, która ma wyłączność na instalowanie oprogramowania łączącego elektroniczne kasy fiskalne, wymagane w handlu, z serwerami urzędu podatkowego.

Za coś takiego trzeba się odwdzięczyć – bez Garancsiego nie byłoby ukochanego dziecka premiera – piłkarskiej Akademii Ferenca Puskasa. Właściciel Videotonu pożyczył Orbanowi 600 mln forintów (koło 2 mln euro) na tę inwestycję w 2007 roku, gdy obecny premier chwilowo był liderem opozycji. Od początku nie było do końca wiadomo, czym tak naprawdę Akademia Ferenca Puskasa ma być. Z jednej strony była to prywatna inicjatywa Orbána, który postanowił uratować węgierski futbol, ale zainwestował w Akademię także Węgierski Związek Piłki Nożnej, a z czasem i wielu najbogatszych Madziarów.

W założeniu Akademia powinna wychowanków przekazywać do pierwszego zespołu Videotonu, ale niemal od początku miała też swoją drużynę seniorów, która w sezonie 2013/2014 awansowała do ekstraklasy i gra w niej do dziś. Dlatego też obowiązujący jeszcze do niedawna dopisek przy nazwie Videoton – „ulubiony klub Orbána" – musiał zostać zastąpiony przez „drugi ulubiony klub Orbána". Mimo że oba rywalizują w tych samych rozgrywkach, wychowankowie niemieszczący się w zespole seniorskim Akademii, występują w trzecioligowych rezerwach Videotonu.

Akademia z Felcsut

Tak było chociażby z 22-letnim środkowym pomocnikiem – Gasparem Orbánem – zbieżność nazwisk nieprzypadkowa, to syn premiera – który jako absolwent Akademii Puskasa występował w Videotonie II. Kariery nie zrobił i zakończył ją w wieku 22 lat.

Akademia Ferenca Puskasa siedzibę ma w zamieszkałej przez 1700 osób wiosce Felcsút, oddalonej o 40 km od Budapesztu. To tu urodził się i wychował Orban. Obok jego domu rodzinnego (dosłownie obok) wyrósł teraz stadion Akademii – mogący pomieścić 4,5 tysiąca widzów. Od razu w mediach opozycyjnych pojawiły się porównania z Nicolae Ceausescu, który w latach 80. kazał wybudować w Scornicesti – miasteczku, w którym się wychował i mieszkał do 11. roku życia – stadion o pojemności 30 tysięcy. W Scornicesti mieszkało wówczas mniej niż 15 tysięcy ludzi, a dziś populacja skurczyła się o jedną trzecią. Stadion służy drużynie FC Olti, która pod protektoratem Ceausescu awansowała do rumuńskiej ekstraklasy, ale dziś występuje zaledwie w IV lidze.

Stadion Akademii Puskasa kosztował blisko 4 mld forintów (prawie 13 mln euro), a średnia widzów na meczach ledwie przekracza dziś tysiąc osób. Nigdy oczywiście nie udowodniono, że stadion, jak i cały klub, finansuje państwo, ale faktem jest, że firmy budowlane, które stawiały Pancho Arenę (imię Puskasa dostał stadion Honvedu Budapeszt za pierwszej kadencji Orbána), dziwnym trafem wygrywały później rządowe kontrakty na duże inwestycje. W jednej z nich Orbán wspólnie z właścicielem Videotonu nabył kontrolny pakiet akcji.

Klub w dużej mierze funkcjonuje także dzięki nowemu prawu podatkowemu uchwalonemu przez Orbána i jego ekipę.  W 2012 roku postanowiono, że darowizny na rzecz sześciu najpopularniejszych sportów będzie można odpisywać od podatku. Najwięcej dostały oczywiście Akademia i Videoton. Rząd przyznał też specjalne finansowe granty, po które kluby mogą się zgłaszać. Akademia dostała pomoc w wysokości niemal 3 mld forintów (prawie 10 mln euro).

W tej sytuacji trudno się dziwić, że Akademia i Videoton są klubami znienawidzonymi przez większość węgierskich kibiców. Opozycyjne wobec Orbána media wręcz fetują porażki Videotonu w europejskich pucharach, a że taka przyjdzie z Lechem, nie jest wykluczone. W pięciu kolejkach Videoton poniósł aż cztery porażki, zwolniono dyrektora sportowego, a wczoraj po południu trenera Francuza Bernarda Casoniego. W Poznaniu zespół prawdopodobnie poprowadzi jego asystent Tamas Peto.

Życie na uchodźstwie

Znacznie poważniejsze sportowe wyzwanie stanie przed Legią, która w czwartek jedzie do Kijowa, gdzie zagra z Zorią. Klub ten swoją siedzibę ma w Ługańsku, ale w tym mieście położonym na wschód od Doniecka trwa wojna. Jedna trzecia mieszkańców niemal półmilionowego miasta uciekła.

Ługańsk w trakcie konfliktu był już w pełni kontrolowany przez separatystów, a w maju 2014 utworzona została Ługańska Republika Ludowa. W lidze domowe mecze Zoria rozgrywa w Zaporożu, ale gdy przychodzi do rywalizacji w Europie, musi przenosić się na stadion Dynama Kijów.

Życie na uchodźstwie kosztuje krocie Zorię i inne kluby, które musiały opuścić wschodnią Ukrainę. Nawet Szachtar Donieck, będący własnością najbogatszego Ukraińca Rinata Achmetowa, odczuwa skutki wynajmowania stadionu i bazy treningowej. Potrafił jednak utrzymać znaczną część zagranicznych piłkarzy, natomiast z większości pozostałych klubów pouciekali oni wraz z wybuchem konfliktu w Donbasie.

Wystarczył uśmiech

Zorię przed poprzednim sezonem opuścili niemal wszyscy zagraniczni zawodnicy – Brazylijczycy, Afrykanie, piłkarze z Bałkanów. Z Ługańska do Kazachstanu przeprowadził się chociażby napastnik Danilo – uczestnik słynnego eksperymentu Antoniego Ptaka, który w sezonie 2006/2007 postanowił w Pogoni Szczecin stworzyć brazylijski klub. Zakończyło się spadkiem i rozpierzchnięciem się piłkarzy po całym świecie.

Właścicielem Zorii jest Jewhen Hieller, biznesmen, który dorobił się na produkcji metali kolorowych (koncern Ukrspław). Hieller był blisko związany z Wiktorem Janukowyczem i jego obaloną przez Euromajdan Partią Regionów. W Radzie Najwyższej przewodniczył nawet komisji budżetowej i uważany był za głównego ekonomistę rządzącej partii. Największym dobroczyńcą Partii Regionów, sponsorem Janukowycza, od lat był Achmetow – przyjaciel Hiellera. Bliskie związki Szachtara i Zorii są więc oczywiste.

Po exodusie zagranicznych zawodników z Ługańska, Zoria stała się niemalże filią Szachtara. By skompletować kadrę Hieller uśmiechnął się do Achmetowa i w Zorii znalazło się pięciu zawodników, którzy nie mieścili się w kadrze klubu z Doniecka.  W tym sezonie kontyngent z Szachtara wzrósł do ośmiu piłkarzy. Z tymi odrzutami z Doniecka Zoria osiągnęła najlepszy wynik w historii występów w ukraińskiej lidze (w 1972 roku, jeszcze jako Zaria Woroszyłowgrad klub był mistrzem ZSRR) – zajęła czwarte miejsce.

Kibice innych klubów byli jednak oburzeni, że to trener Szachtara Mircea Lucescu decydował o tym, w których meczach mogą występować wypożyczeni z jego drużyny piłkarze. W rundzie jesiennej Zoria pokonała Szachtar u siebie 1:0, wystawiając najsilniejszy z możliwych składów. Pomny tego rezultatu Lucescu przed rewanżem zadbał, by rywal nie mógł skorzystać z pożyczonych zawodników. Gładka porażka Zorii (1:4) nikogo nie zaskoczyła.

Legia nie może jednak liczyć na taryfę ulgową. Być może atutem wicemistrza Polski będzie natomiast pusty stadion w pierwszym meczu, gdyż nawet taki rywal Zorii jak Feyenoord Rotterdam przyciągnął w zeszłym sezonie zaledwie 3 tysiące kibiców.

Piłka nożna
Żegluga bez celu. Michał Probierz przegranym roku w polskiej piłce
Piłka nożna
Koniec trudnego roku Roberta Lewandowskiego. Czas odzyskać spokój i pewność siebie
Piłka nożna
Pokaz siły Liverpoolu. Mohamed Salah znów przeszedł do historii
Piłka nożna
Real odpalił fajerwerki na koniec roku. Pokonał Sevillę 4:2
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Piłka nożna
Atletico gra do końca, zepsute święta Barcelony
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku