We wtorkowy wieczór kibicom przydałaby się umiejętność bilokacji – żeby w tym samym czasie móc być w Londynie na Emirates Stadium, gdzie przyjeżdża Barcelona, a także w Turynie, gdzie Juventus podejmie Bayern.
Mistrz Włoch znajduje się w niesamowitej formie. Bezbramkowy remis w Bolonii oznacza co prawda, że nie odniósł 16. zwycięstwa (!) z rzędu w lidze, ale i tak pogoń zespołu z Turynu za czołówką wprawiła całe Włochy w osłupienie.
Gdy Juve rozpoczynało serię, było 12. w ligowej tabeli i wciąż jeszcze uczyło się żyć bez Carlosa Teveza, Andrei Pirlo i Arturo Vidala (ten ostatni odszedł zresztą do Bayernu). Teraz jest już na pierwszym miejscu w Serie A (w poniedziałek wieczorem Napoli grało z Milanem i przy zwycięstwie mogło prześcignąć Juventus). W trakcie tej serii w aż dziesięciu meczach mistrz Włoch nie stracił bramki. I to właśnie defensywa jest najmocniejszym punktem klubu z Turynu. Bezbramkowy remis z Bologną oznacza, że 38-letni Gianluigi Buffon nie wyjmował piłki z siatki od 868 minut.
Eksperymenty Guardioli
Wszyscy jednak w Juve wiedzą, że tym razem trzeba będzie wspiąć się na wyżyny. Do Turynu przyjeżdża bowiem maszyna do strzelania bramek, człowiek, który w 32 rozegranych w tym sezonie meczach w Bayernie strzelił 32 gole – Robert Lewandowski.
Zespół Pepa Guardioli jest faworytem dwumeczu, ale w Turynie czeka Bayern ciężka przeprawa. Szczególnie że w zespole mistrza Niemiec kontuzjowani są niemal wszyscy środkowi obrońcy.