Hymn w tempie kołysanki
Mundial w Korei (2002) stał się spektakularną porażką po widowiskowym awansie. Pierwsi z Europy awansowaliśmy i pierwsi odpadliśmy z turnieju.
Nawet jeśli przeprowadzono analizę gry pierwszego przeciwnika – Korei – to na boisku nie było tego widać. Można było odnieść wrażenie, że Polacy są wszystkim zaskoczeni. Być może wydawało im się, że wszyscy Koreańczycy są niskiego wzrostu i łatwo będzie z nimi wygrywać pojedynki w powietrzu. Ich pobratymców z Korei Północnej nazywano na mistrzostwach w roku 1966 Pony, czyli Kucyki.
Zgodnie z tym założeniem Jerzy Dudek kopał piłkę za połowę boiska, gdzie Maciej Żurawski czy Paweł Kryszałowicz mieli ją swobodnie przyjąć, oddać do pomocników, a ci rozegrać.
Ale Koreańczycy wcale nie ustępowali Polakom pod względem warunków fizycznych, a przewyższali nas walecznością i wiarą w sukces. I to oni zdobywali piłkę, aby szybko zorganizować atak.
Zapewne ktoś w PZPN wiedział, że z 14 meczów, jakie Korea rozegrała wcześniej na mundialach, żaden nie zakończył się jej zwycięstwem. Wiara w to, że ta seria zostanie przedłużona, okazała się naiwnością.
Nie wzięto też pod uwagę faktu, że mieliśmy zmierzyć się z gospodarzami mającymi za sobą cały stadion, a jak okazało się w kolejnych meczach – także sędziów. Naszym atutem miała być wykonująca hymn Edyta Górniak. Ale, jak wiemy, jej interpretacja okazała się kołysanką.
Kiedy Koreańczycy strzelili przed przerwą bramkę, na początku drugiej połowy stoper Jacek Bąk oznajmił, że odniósł kontuzję, i zszedł z boiska. Za chwilę Koreańczycy wbili nam drugiego gola.
Policjanci w Katarze przymkną oko
Emir Kataru narzeka, że jego kraj stał się celem bezprecedensowych ataków, ale przed kibicami rozwinie czerwony dywan – jeśli tylko uszanują lokalne zwyczaje.
Wtedy skończył się mit o jedności tej drużyny, jej sztabu i osób obecnych w Korei. A kiedy drugi mecz, z Portugalią, przegraliśmy 0:4, choć Tomasz Hajto powiedział, że wciągnie Pedro Pauletę nosem, a to Portugalczyk wciągnął jego, już byliśmy poza turniejem.
Engela, noszonego do tej pory na rękach, zwolniono jeszcze w Korei, chociaż oficjalnie dopiero w Warszawie. Nie oszczędzano mu złośliwości, cytując tytuł książki napisanej przez trenera przed mundialem: „Futbol na tak”.
Nikt wtedy nie przypuszczał, że oto jesteśmy świadkami premiery serialu, który na mundialach powtarzał się jeszcze dwukrotnie: pierwszy mecz – otwarcie, drugi – o wszystko, trzeci – o honor.
My, panowie szlachta
Paweł Janas i jego zawodnicy popełnili grzech pychy. Na początek turnieju w Niemczech (2006) mieli zmierzyć się z Ekwadorem, który siedem miesięcy wcześniej pokonali w spotkaniu towarzyskim 3:0. No to czego się bać?
FIFA i kultura korupcji
W pierwszej dekadzie XXI wieku w Międzynarodowej Federacji Piłkarskiej (FIFA) panowała kultura korupcji. Katarczycy doskonale wiedzieli, jak się w tych realiach poruszać, i dostali mundial.
Tak sobie zapewne pomyśleli, kiedy wyluzowani chodzili przed meczem po boisku z telefonami komórkowymi przy uszach. Pozdrawiali rodziny i kibiców na trybunach, jakby już wygrali mecz, który się jeszcze nie rozpoczął. A kiedy się rozpoczął, stracili pierwszą bramkę po 20 minutach, drugą przed końcem i było po balu.
Rozterki Nawałki
Mundial w Rosji (2018) zaczynaliśmy spotkaniem z Senegalem. Znaliśmy dobrze jego zawodników, wiedzieliśmy, jak grają i na co ich stać. Tyle że nie wiedzieliśmy, na co stać nas samych. Adam Nawałka do końca nie mógł się zdecydować, jakie jest najlepsze ustawienie reprezentacji – z trzema czy czterema obrońcami – a co za tym idzie, nie wiedział, jakich zawodników wysłać na boisko. Źle wybrał.
Thiago Cionek miał pecha, że piłka zmieniła kierunek po strzale Senegalczyka i wpadła do naszej bramki. Jakub Błaszczykowski szybko odniósł kontuzję i w przerwie musiał zejść. Robert Lewandowski nie miał ani jednej dobrej sytuacji. Piotr Zieliński niczego nie zorganizował, zaś Arkadiusz Milik był tak słaby, że trzeba go było zmienić. Przegraliśmy 1:2. Potem było jeszcze gorzej.
Wszyscy wyruszali na mundial pewni siebie po dobrych mistrzostwach Europy. W Rosji Nawałka miał udowodnić, że pora wreszcie mówić o nim jako o najlepszym polskim trenerze, a nie wspominać wciąż Kazimierza Górskiego. Tak przynajmniej uważali niektórzy dziennikarze. Od tamtej pory Nawałka zniknął, a kibice wciąż mówią: za Górskiego to mieliśmy reprezentację.
Pierwszy mecz w Katarze reprezentacja Polski rozegra z Meksykiem 22 listopada.