Zmarzlik, który jako wychowanek miejscowej Stali, zna tor w Gorzowie jak własną kieszeń, w fazie zasadniczej pomylił się tylko raz. Na pierwszym łuku piątego biegu Oskar Paluch wywiózł go tak szeroko, że nawet dysponujący ultraszybkimi silnikami obrońca tytułu nie był w stanie przebić się wyżej, niż na trzecią pozycję. Ta wpadka nie przeszkodziła Polakowi w zebraniu największej liczby punktów po 20 wyścigach, więc jako pierwszy wybierał pole startowe przed finałem.
Wybrał pole najbliżej krawężnika, z którego chwilę wcześniej biegi półfinałowe wygrali z dużym spokojem Fredrik Lindgren i Daniel Bewley. Po starcie czekała go jednak niespodzianka, bo szybciej spod taśmy wyszedł Brady Kurtz i założył lidera klasyfikacji generalnej. Zmarzlik przez chwilę jechał trzeci, szybko uporał się z Bewleyem, ale Australijczyka nie zdołał doścignąć.
Kim jest Brady Kurtz, który rzucił wyzwanie Bartoszowi Zmarzlikowi
Kurtz, wicelider klasyfikacji generalnej, wygrał tym samym swoje pierwsze w życiu Grand Prix. Jest jedynym, który w tym sezonie dotrzymuje kroku Zmarzlikowi. Wprawdzie po sześciu rundach (do rozegrania pozostały jeszcze cztery) traci do Polaka stosunkowo dużo, 11 punktów, to różnica ta wynika przede wszystkim z tego, co stało się w trzecich w tym roku zawodach cyklu, w Pradze.
Poszczególne rundy rozgrywane są w tym sezonie nowym systemem – nie ma półfinałów dla najlepszej ósemki, jak w poprzednich latach, tylko najlepsza dwójka po fazie zasadniczej od razu kwalifikuje się do finału. Stawkę uzupełniają zwycięzcy „półfinałów”, oficjalnie zwanych LCQ (ang. last-chance qualifiers, biegi ostatniej szansy), w których rywalizują zawodnicy z miejsc 3-10. Na sześć dotychczas odjechanych rund zarówno Zmarzlik, jak i Kurtz, tylko raz nie zmieścili się w najlepszej dwójce. Dla Polaka pechowa okazała się Warszawa, dla Australijczyka – właśnie Praga. Kurtz jechał w swoim LCQ pierwszy, ale na ostatnim łuku, gdy szarżował pod niego Leon Madsen, jego motocykl zdefektował i zawodnik upadł na tor.