Zgodnie z procedurami realizatorzy transmisji telewizyjnej nie pokazywali powtórek ani ujęć z miejsca wypadku, dopóki nie otrzymali informacji, że ani kierowcy, ani żadnej z przebywających w pobliżu osób nic poważnego się nie stało.
Samochód Grosjeana po ostrej przepychance na początku wyścigu wypadł z toru na prostym odcinku, gdzie nikt się tego nie spodziewał. Pobocze w tym miejscu jest wąskie, zatem jest mniej miejsca na wytracenie prędkości i nie ma dodatkowych zabezpieczeń w postaci stosów opon czy energochłonnych barier TecPro. Bolid wbił się w nieosłoniętą, stalową barierę pod kątem około 45 stopni. Natychmiast odpadła cała tylna część – silnik i układ przeniesienia napędu – i zapłonęła benzyna wyciekająca z rozerwanego układu paliwowego.
Główny zbiornik prawdopodobnie pozostał nienaruszony, bo eksplozja ponad 100 kilogramów znajdującego się tam paliwa miałyby znacznie groźniejsze skutki. Zapaliły się za to inne elementy, jak baterie z systemu odzyskiwania energii. Oderwany przód bolidu z kierowcą wklinował się pomiędzy rozerwane elementy bariery.
Co uratowało Grosjeana? Stosowany w F1 od 2018 roku pałąk chroniący kokpit osłonił głowę zawodnika przed uderzeniem o barierę. Podtrzymujący głowę i kark system HANS pomógł wytrzymać przeciążenie. Niepalny kombinezon i bielizna oraz kask wytrzymujący 800 stopni Celsjusza zabezpieczyły kierowcę przed płomieniami. Konstrukcja kadłuba, zwanego komorą przetrwania, też spełniła swoje zadanie.
Wokół niej wszystko może zostać zgniecione, ale otulający ciało zawodnika kokon musi go chronić przed energią uderzenia i płomieniami. Grosjean nie stracił przytomności, udało mu się rozpiąć pasy i wydostać się z kokpitu (to wytrenowany element, zgodnie z przepisami kierowca musi potrafić uciec z samochodu w 7 sekund). Francuz spędził w płomieniach 28 sekund, ale poza oparzeniami obu dłoni nie odniósł żadnych obrażeń.