Rundę zasadniczą wygrał Australijczyk Jason Doyle, który tylko dwa razy oglądał plecy rywala. Bartosz Zmarzlik po początkowych problemach (wykluczenie w pierwszym biegu i tylko jeden punkt w drugim) złapał swój rytm i awansował do półfinału, choć dopiero z piątego miejsca.
Doyle pewnie wygrał swój półfinał, awansując do decydującego biegu razem z Fredrikiem Lindgrenem. Po chwili dołączyli do nich Jack Holder i Zmarzlik. Obrońca mistrzowskiego tytułu musiał jednak stoczyć zaciętą walkę z Taiem Woffindenem i Martinem Vaculikiem.
Przed finałem Doyle wybrał drugie pole startowe, Holder zdecydował się na start spod krawężnika, Zmarzlik mógł więc stanąć na polu pod bandą, licząc na objechanie wszystkich w swoim stylu, po szerokiej, na pierwszym łuku, zwykle decydującym o kolejności na mecie. Choć Grand Prix w Warszawie zaczęło się bowiem obiecująco, gdy Mikkel Michelsen w inauguracyjnej odsłonie przebił się z ostatniej na pierwszą pozycję, to później o wyprzedzanie nie było już łatwo. Zawodnicy jechali w kontakcie, tor się nie rozsypywał, ale mijanek za dużo nie było.
Plan na pierwszy łuk się nie powiódł. Zmarzlik przegrał moment startowy ze stojącym po jego lewej stronie Lindgrenem i jechał na końcu stawki. Na trzecim okrążeniu zaatakował Doyle'a po wewnętrznej, ten upadł na tor, a sędzia zdecydował o wykluczeniu Australijczyka. Wrzawę na trybunach po decyzji arbitra przebiła tylko reakcja 50 tys. kibiców na szarżę Zmarzlika na ostatnim łuku powtórki, gdy o mały włos nie wyprzedził Holdera i Lindgrena. Szwed w finale jechał w białym kasku, z najmniej korzystnego pola startowego, a mimo to zdołał wygrać.
Pozostali, poza Zmarzlikiem, reprezentanci Polski zakończyli zawody na rundzie zasadniczej. Maciej Janowski początkowo regularnie punktował, ale w swoich dwóch ostatnich biegach przywiózł tylko jeden punkt. To było za mało na awans do półfinału. Patryk Dudek i Bartłomiej Kowalski, który w ostatniej chwili zastąpił w stawce Dominika Kuberę (żużlowiec Motoru Lublin doznał urazu w czasie piątkowych kwalifikacji) znaleźli się w grupie czterech zawodników z czterema punktami na koncie. Mniej nie zdobył nikt.