Korespondencja z Budapesztu
Trenerzy postawili na taki sam skład, jak w eliminacjach, bo to wszystko, czym dysponuje dziś sztafeta. Małgorzata Hołub-Kowalik urodziła dziecko, Justyna Święty-Ersetic, Iga Baumgart-Witan i Anna Kiełbasińska leczą mniejsze lub większe urazy, a Kinga Gacka oraz Aleksandra Gaworska nie pokazały w tym roku przejawów wysokiej formy. Pobiegły więc Alicja Wrona-Kutrzepa, Marika Popowicz-Drapała, Patrycja Wyciszkiewicz-Zawadzka i Natalia Kaczmarek.
Panie były już zmęczone, więc pokonały dystans nieco wolniej niż w kwalifikacjach, ale szóste miejsce to wciąż doskonały wynik, skoro tylko cztery razy byliśmy na tych mistrzostwach wyżej. Zapracowały na niego wszystkie, ale najbardziej - Kaczmarek. Bol dała Holenderkom złoto po imponującym finiszu, na ostatniej prostej. To dla niej piękna nagroda za wytrwałość oraz odkupienie win po tym, jak tydzień temu upadła na ostatnich metrach sztafety mieszanej.
Czytaj więcej
- Trafiłam przed igrzyskami na "czarną listę". Dziś piszą o mnie, że nie mam mózgu, a mojego biegu nie pokazali nawet w telewizji, ale wierzę, że Białoruś się zmieni - mówi reprezentantka Polski, biegaczka Kryscina Cimanouska.
Sztafeta 4x400 metrów. Polki razem są silniejsze
Historia polskiej sztafety zaczęła się od kraksy. Osiem lat temu Joannie Linkiewicz po zderzeniu z rywalką wypadła z dłoni pałeczka, a całej drużynie - stypendia. To był półfinał mistrzostw świata, więc polały się łzy i posypały pretensje. Wszystkie dziewczyny były wtedy przecież na dorobku. - Znaleźliśmy się naprawdę w trudnej sytuacji, ale czas leczy rany - wspominał po latach w rozmowie z „Rz" trener Aleksander Matusiński.
Tak hartowała się stal. A właściwie złoto, srebro i brąz, bo dla sztafety nadchodził piękny czas. Panie rosły jako biegaczki, ale też nauczyły się, że razem są silniejsze. Święty-Ersetic oraz Baumgart-Witan w 2019 roku awansowały wprawdzie do finału mistrzostw świata, ale doskonale wiedziały już wtedy, że o medale największych, międzykontynentalnych imprez mogą walczyć tylko jako drużyna.