Ten złoty medal rodził się w bólu?
Anita Włodarczyk: Zdecydowanie tak. To był mój najtrudniejszy konkurs w karierze. Trudniejszy, niż ten w Zurychu 2014, gdy miałam dwa początkowe rzuty spalone Scenariusz był inny. Miałam wejść do koła, zaliczyć pierwszy rzut, od drugiego zrobić show. Niestety nie udało się tego zrealizować. Pomimo złotego medalu czuję niedosyt. Nie tak mało być. Jestem bardzo zła, choć już trochę mi ulżyło. Mam nadzieję, że tę sportową złość w lepszy sposób za kilkanaście dni pokażę w rzutni.
Co się stało, że konkurs przebiegał tak, jak przebiegał?
Kłopot ze zdrowiem? Nie chciałam wcześniej o tym mówić, wiedziałam jak wiele osób mnie wspierało, dopingowało, kibice zaczęliby się przejmować. Wolałam zachować to dla siebie – rzucałam ze znieczulonym palcem. Dwa dni przed eliminacjami, podczas treningu, gdy pięciokilowym młotem rzucałam ponad 70 metrów, co wskazywało na próby ponad 80-metrowe młotem czterokilowym, coś nagle strzeliło mi w środkowym palcu prawej dłoni. Jest podejrzenie pęknięcia torebki stawowej. Już w eliminacjach rzucałam ze znieczulonym palcem. To była też przeszkoda w treningu przed finałem.
To poważna sprawa?