Mistrzostwa świata zmierzają ku końcowi, ale dla polskich kibiców dopiero docierają do głównych atrakcji – konkursów na dużej skoczni Schattenberg. Kojarzy się ona przede wszystkim z corocznym rozpoczęciem Turnieju Czterech Skoczni. Skoro ostatnimi laty w turnieju świetnie skakali Polacy, kojarzy się nam nie najgorzej.
Trener Michal Doležal najpierw rozwiązał problem składu na konkurs indywidualny. Miał cztery miejsca w kwalifikacjach, trzy od razu przydzielił najlepszym polskim skoczkom tej zimy, czyli Kamilowi Stochowi, Dawidowi Kubackiemu i Piotrowi Żyle. O czwarte kazał walczyć Klemensowi Murańce, Jakubowi Wolnemu i Andrzejowi Stękale podczas wieczornych treningów w środę na Schattenbergu.
Rywalizację wygrał Stękała i to on pojawił się na belce obok trzech mistrzów świata podczas czwartkowych kwalifikacji. Skoczek z Zakopanego nie zawiódł, awansował, tak samo jak jego trzej starsi koledzy. Kwalifikacje rozgrywane przy kapryśnych wiatrach, potwierdziły wzrost formy kilku zawodników. Wygrał je Austriak Stefan Kraft, który nie skoczył najdalej (127 m), ale sporo skorzystał na obniżeniu belki i przelicznikach za podmuchy w plecy. Drugi był Norweg Johann Andre Forfang (133,5), a trzeci obrońca tytułu Niemiec Markus Eisenbichler (127,5).
Najlepszy z Polaków Piotr Żyła zajął czwarte miejsce. Skoczył podobnie jak zwycięzca 127 m, próba wyglądała lekko i elegancko. Dawid Kubacki miał dziewiąty wynik (124 m), Kamil Stoch trzynasty (121,5 m), Stękała zajął niezłe 18. miejsce (także 121,5 m).
– Już po środowych treningach widać było, że Andrzej prezentuje dobry poziom. Może nieco niższy niż pozostała trójka, ale na pewno nie jest to skoczek, który osłabia drużynę. Skacze równo, powtarzalnie, a jeśli trafi na korzystne warunki, to wszystkich może zaskoczyć – mówi „Rz" prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner.