Impreza została przełożona i rozpocznie się dokładnie za rok. Polski Komitet Olimpijski (PKOl) wyśle do Tokio ok. 250 sportowców z nadzieją na kilkanaście krążków.
Jeden z serwisów przewidujących medalistów olimpijskich wróżył niedawno Biało-Czerwonym nawet 25 miejsc na podium, ale to raczej wynik problematycznej metodologii opartej na wynikach mistrzostw świata, Europy i Pucharów Świata w danej dyscyplinie niż realnej siły polskiej reprezentacji. Cel minimum to poprawienie wyniku sprzed czterech lat, więc poprzeczka nie jest zawieszona wysoko.
Bez pomysłu
Polacy trzy ostatnie igrzyska – Pekin (2008), Londyn (2012) i Rio (2016) – kończyli z 11 medalami, za każdym razem były one jednak z coraz marniejszego kruszcu.
Cztery lata temu złota olimpijskiego doczekaliśmy się jedynie w dwóch konkurencjach – zdobyły je wioślarki Magdalena Fularczyk-Kozłowska i Natalia Madaj oraz młociarka Anita Włodarczyk – czyli najmniej od 1988 roku. Wtedy na najwyższym podium stali judoka Waldemar Legień i zapaśnik Andrzej Wroński, ale krążków mieliśmy w sumie 16.
Polski zjazd olimpijski trwa od lat, a wspaniałe wyniki z igrzysk w Atlancie (1996) to odległe wspomnienie. Tam wywalczyliśmy aż 17 miejsc na podium, w tym siedem na najwyższym stopniu, a jak królowie do kraju wracali judocy (złoto i srebro) oraz zapaśnicy (trzy złota, srebro i brąz).