Rozprawa, która odbyła się na początku listopada, była tajna. Trochę na życzenie oskarżonych, którzy sprzeciwili się jej upublicznieniu, a trochę w obawie przed hakerami, bo większość przesłuchań przeprowadzono online.
CAS po blisko roku pochylił się nad dyskwalifikacją, którą ukarała Rosjan Światowa Agencja Antydopingowa (WADA). Do starcia wagi ciężkiej doszło w nieznanej lokalizacji, gdzieś w Lozannie. Wyroku wypatruje całe pokolenie sportowców.
Wielki przekręt
Przypomnijmy: Rosjanie odpowiadają za recydywę. Tamtejsze władze, służby oraz działacze zorganizowali wspierany przez państwo system dopingowy. Sportowcy koksowali się na potęgę, a do wielkiego finału doszło podczas igrzysk w Soczi (2014), które okazały się wielkim przekrętem. Oszustwo ujawnili sygnaliści. Zaczęło się od dokumentów Hajo Seppelta na ARD, później w świadka koronnego wcielił się były szef moskiewskiego laboratorium antydopingowego Grigorij Rodczenkow.
WADA była uboga w instrumenty prawne, winnych karały federacje. Lekkoatletyczna World Athletics skazała Rosjan na banicję, ale już Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) zaprosił ich na letnie igrzyska do Rio (2016). Ostrzej miało być dwa lata później. Rosjanie pojechali do Pjongczangu bez hymnu oraz flagi, ale i tak wysłali na imprezę aż 168 sportowców, którzy zdobyli 17 medali.
Banicja Rosyjskiej Agencji Antydopingowej (RUSADA) trwała trzy lata. Szansą na rehabilitację było przekazanie danych moskiewskiego laboratorium z lat 2012–2015. Te okazały się sfałszowane. Czara się przelała i WADA, bogatsza o nowe kompetencje, wyrzuciła Rosjan na cztery lata ze wszystkich międzynarodowych imprez. Jeśli CAS odrzuci ich apelację, Rosji zabraknie na igrzyskach w Tokio (2021) i Pekinie (2022) oraz na piłkarskich mistrzostwach świata (2022).